„Lubię się przyglądać miejscu swojego urodzenia, mam poczucie jego wyjątkowości i chętnie tam wracam. To osobliwa kraina. Zza jej pleców chichocze historia”.

Cezary Łazarewicz, Tu mówi Polska. Reportaże z Pomorza, Wołowiec 2017, s. 6

[ENG, Polish version below] The author investigates the history of Polish non-fiction literature about the Recovered Territories, a region that Poland annexed after World War II. She examines the reasons why this topic fascinated many writers and how it served the political needs of the time. She also reveals how their works have remained largely obscure to the public, and analyzes the evolution of the literary portrayals of the Recovered Territories. She demonstrates how they mirror the shifting attitudes and perspectives of Polish society and culture.

„Ziemie Odzyskane” jako temat w polskiej literaturze ostatnich lat – zwłaszcza w reportażu – przeżywa wielki powrót. Świadomie piszę „powrót”, bo „Ziemie Odzyskane”, podobnie jak inne dawne tereny niemieckie słowiańskiej Europy Środkowej, były nośnym tematem reporterskim już we wczesnym powojniu. Powstałe wtedy teksty – dzisiaj czytane rzadko i niekiedy wyłącznie przez podążających meandrami czyjejś twórczości naukowczynie i naukowców – zwykle nie istnieją już w powszechnej świadomości. Warto im się jednak przyjrzeć, choćby po to, aby uzyskać dystans do mód rynku wydawniczego, który stara się nam sprzedawać nawet nie książki, ale ich tematy reklamując je jako wyjątkowe, niepowtarzalne i zupełnie nieznane. Takie literackie odkrycia w istocie częściej są kontynuacją pewnej tradycji – nierzadko kontynuacją zupełnie nieświadomą.

Poczucie wkraczania na nieznany teren to jednak nie tylko wabik reklamowy. Podobne przeświadczenie mają swoją długą tradycję. Już w 1947 roku Władysław Ogrodziński w Ziemi odnalezionych przeznaczeń, reportażu osadzonym na Warmii i Mazurach, zaznaczał, że choć wszystkie inne regiony „Ziem Odzyskanych” mają już swoich reportażystów, to Warmia i Mazury – nie. Takie twierdzenie niezupełnie pokrywało się z rzeczywistością. Stan faktyczny można jednak zostawić na boku, skoro tak atrakcyjne jest przekonanie, że tak wiele pozostaje do odkrycia i opisania. I oczywiście, że „nikt tego nie robi”. Jest w tym niecierpliwość i dążenie do pionierstwa, które można uznać za charakterystyczną cechę „ziemioodzyskańczych” reportaży, także i dzisiaj.

Ogrodziński napisał swój reportaż pod pseudonimem Stefan Sulima, tutaj początkowy fragment z wrześniowego numeru “Odry” z 1946 r.

Skąd brało się zainteresowanie tym tematem zaraz po 1945 roku? Popularność tematu wysiedleń społeczności niemieckojęzycznych i osadnictwa dla literatur słowiańskiej Europy Środkowej – na przykładzie czeskiej – zdiagnozował na początku lat 70. XX wieku Radko Pytlík. Czeski literaturoznawca zastanawiał się nad fenomenem tużpowojennych powieści „historycznych”, omawiających na bieżąco lub niemal na bieżąco wspomniane procesy. Zauważył, że pisarze właściwie od razu zaczęli je opisywać jako wydarzenia z przeszłości. W znakomitym tekście o Powrocie Václava Řezáča* Pytlík pokazywał, że literatura socrealistyczna, dla której temat „powrotu” był bardzo istotny, szybko zaczęła korzystać także z formy reportażu. Teksty reporterskie miały być bazą i źródłem dla przyszłych dzieł literackich. Zakładano, że prozatorski opis wyłoni się z przyglądania się rzeczywistości, sięgnie do samego sedna rzeczy i pozwoli uchwycić codzienny mozół pracy i zapał budowniczych nowego systemu. Teoretyczne fundamenty socrealizmu nie chciały się jednak łatwo godzić z warsztatem realnych pisarzy. Napięcie to opisywały w przejmującej książce Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu Anna Bikont i Joanna Szczęsna. Twórcy wybierali się, a i owszem, do fabryk i zakładów pracy,  czy też urządzali pracownie w dawnych niemieckich willach, ale sukcesów literackich to nie przynosiło. Miały miejsce studia i wizje lokalne, powstawały jakieś szkice, ale wielkie powieści powstać nie chciały. Co innego w Czechach.

Wyobraźmy sobie pierwszą powojenną wiosnę. Jeszcze siedem lat wcześniej te obce „Sudety“ były przecież częścią Republiki Czechosłowackiej. Dokąd zatem jadą nowi osadnicy? Wracają czy przybywają, przekraczają jakąś granicę, czy zostają u siebie? Wtedy na czeskie pohraničí rusza także wspomniany już Václav Řezáč. Zamierza na własne oczy przyglądać się, jak Czesi wysiedlają Niemców i zajmują opuszczane przez nich miejsca. Już 12 maja 1945 roku zastaje pisarza w regionie Kadania, niewielkiego miasteczka w północno-zachodnich Czechach. Sześć lat później Řezáč właśnie tam osiedli Jiříego Bagára, protagonistę Powrotu, który pod Kadaniem będzie zaprowadzał nowy, socjalistyczny porządek, brał udział w wysiedleniach Niemców i sprowadzaniu nowych, czeskich osadników. Ale ojciec czeskiej powieści osadniczej nie jest sam. Towarzyszy mu grupa innych dziennikarzy. Późniejszy autor Powrotu pracował bowiem wówczas jako dziennikarz w redakcji dziennika „Práce” – notabene z innym tuzem ówczesnej literatury czeskiej, Janem Drdą, polskim czytelnikom i czytelniczkom znanym choćby z Igraszek z diabłem, kultowego teatru telewizji z Marianem Kociniakiem w roli głównej. Řezáč przepracuje w „Práce” dwa lata, pisząc reportaże i felietony, a jednocześnie gromadząc materiały do swojego powojennego opus magnum, jakim miał stać się Powrót.

“Powrót” został również sfilmowany, reżyserował nestor czechosłowackiego kina, Otakar Vávra. Fot. Československý státní film 

Czy w Polsce sprawa wyglądała podobnie? Faktycznie, na „Ziemie Odzyskane” już w 1945 roku ruszyła reporterka Wanda Melcer, czego owocem jest jej Wyprawa na odzyskane ziemie.  Jak napisał Mariusz Szczygieł, miałby to być pierwszy polski reportaż z prawdziwego zdarzenia**. Agata Zborowska nieco studzi zapał redaktora Antologii polskiego reportażu, zauważając, że Melcer objeżdża „Ziemie Odzyskane” – notuje, że wraca „z objazdu po odzyskanych terenach zachodnich, z Olsztyna, Elbląga, Gdyni, Szczecina i zielonego Śląska”*** – by na niespełna pięćdziesięciu stronach więcej miejsca poświęcić przygotowaniom do drogi, niż samemu pobytowi****. Odbiór reportaży Melcer jest więc równie wyboisty jak jej podróż do Olsztyna. Autorka próbuje ująć zdumienie nowością i uchwycić falę entuzjazmu – pytanie jednak, czy przeżytego lub zaobserwowanego, czy formalnie wystylizowanego. Ale nie ona jedna podróżowała, by odpowiedzieć na zamówienie nowej literatury polskiej i nowych tematów. Po tym, jak w połowie 1946 roku władze polskie przejęły w końcu od administracji radzieckiej szlaki wodne na Odrze, rzeką podróżował Tadeusz Różewicz. W 1947 roku, jako reportażysta w dodatku do „Trybuny Robotniczej” wyruszył z załogą z Koźla do Szczecina. Statki transportowały most stalowy, stąd tytuł jego reportażu: Most płynie do Szczecina. Różewicz w swoich obserwacjach nie był optymistą – bo w ogóle Różewicz był raczej pesymistą – i z pewną rezerwą obserwował powstający na mijanych terenach tygiel kulturowy*****.

Choć zatem nieobecne dzisiaj w powszechnej świadomości, to jednak powojenne reportaże o „Ziemiach Odzyskanych” powstawały: dość szybko i w rozmaitych regionach. Czasami przywraca się je do obiegu, co uczyniła z reportażami o regionie Warmii i Mazur Joanna Szydłowska – sama (Niegdyś i dziś: antologia reportażu o Warmii i Mazurach z lat 1950–2000) i wraz z Janem Chłostą (Spotkania: wybór reportaży o Warmii i Mazurach z lat 1945–1949) czy o Pomorzu Cezary Łazarewicz i Andrzej Klim (Morze i ziemia. Antologia reportaży z Pomorza). Te niepomieszczone w wyborach dzieła zatonęły w mrokach bibliotek. Czasem dlatego, że okazały się tylko chybionymi projektami.

Początek “Zapisków…” Franciszka Gila w czasopiśmie “Odrodzenie” z 1948 roku

Warto tu przywołać przypadek Szczecina, niejako wzorowy przykład, w którym pomysł rozjechał się z realizacją. Bo być może niektóre nieudane teksty były skutkami niepowodzeń w kwaterunku? To w Szczecinie bowiem władze – świadome, że miasto bez zaspokojenia potrzeb kulturalnych nie będzie się harmonijnie rozwijać – zapraszały osoby zajmujące się literaturą. Mowa jest nawet o „akcji osadniczej” skierowanej do literatów, a ku Jasnym Błoniom podążyły takie tuzy literackiego świata polskiego powojnia, jak Jerzy Andrzejewski (w Szczecinie napisze tylko tendencyjną broszurę Partia i twórczość pisarza), Konstanty Ildefons Gałczyński (przez kilka miesięcy stworzy zaledwie parę wierszy), czy Wiktor Woroszylski (dla którego pobyt w Szczecinie łączył się z poczuciem izolacji i wyobcowania). Jak pyta znawczyni tematyki, historyczka Katarzyna Rembacka, „co skłoniło Andrzejewskiego, Gałczyńskiego, (…) i Woroszylskiego do przyjazdu do Szczecina?” I odpowiada, że akcja osadzania polskich pisarzy w stolicy Pomorza Zachodniego miała miejsce już w późniejszych latach 40., gdy status Szczecina nie był już tak chwiejny, jak na początku. A co z motywacjami? Rembacka przypomina, że planując osiedlanie literatów w Szczecinie, Ministerstwo Kultury i Sztuki odnotowywało, że „byłoby bardzo wskazane przydzielenie pisarzom przesiedlonym na Ziemie Odzyskane poniemieckich will, względnie domów poniemieckich” i konkluduje, że „to właśnie ten ostatni argument wpłynął na zainteresowanie się przeprowadzką na te tereny literatów gnieżdżących się w Łodzi czy Krakowie. W przeciwieństwie do regionu karkonoskiego Pomorzem Zachodnim interesowało się jednak niewielu pisarzy”******. Dość znamiennie jeden z zapomnianych nieco, choć szalenie interesujących szczecińskich twórców, Franciszek Gil, zatytułuje swój tekst w „Odrodzeniu” z 1948 Zapiski do reportażu o Szczecinie. Właśnie „zapiski”, nie „reportaż”. A to w nim znajdziemy tak intrygujące – także z perspektywy widmontologii, którą stosujemy w naszym projekcie, fragmenty, jak ten:

Na zamku [Książąt Pomorskich – przyp. KĆR] patroszono krypty. Któryś z książąt pomorskich, zdaje się, Franciszek I, leżał na posadzce kaplicy w przegniłych resztkach skórzanego kołpaku*******.

Ale gdyby oddalić nieco lupę, za pomocą której przyglądamy się temu tematowi, można dostrzec coś jeszcze: że w polskiej literaturze byłe tereny niemieckie stały się odrębnym tematem jeszcze przed wojną. Także dla reportażu – przede wszystkim za pośrednictwem Na tropach Smętka Melchiora Wańkowicza. To zapis podróży na Mazury i Warmię już po przejęciu władzy w Niemczech przez nazistów. Jeszcze przed wojną, Wańkowicz z córką rusza kajakiem do Prus, poszukując Mazurów i pokazując swoim czytelniczkom i czytelnikom, jak zostali zgermanizowani lub jak się tejże germanizacji opierali. W Smętku – ludowym demonie – upatruje tego zniemczonego diablika, który opada na zniechęconych, przytłoczonych politycznymi represjami ludzi, nie mających już sił czy środków walczyć o własną tożsamość. Nic też dziwnego, że w mazursko-warmińskich reportażach powojennych Smętek powraca, ale już zwyciężony, jak w Na gruzach Smętka Leona Sobocińskiego. Sobociński pokazuje tu nie tyle świat, który w regionie zastał, ale którego pragnął: taki, w którym rdzenni mieszkańcy Mazur współpracują z nowymi osadnikami, a wszystkich cieszy, że zniknął stąd niemiecki zaborca********. Świat, którego nie było.

Swoje do powiedzenia miał też „naczelny twórca” do spraw „Ziem Odzyskanych”, Eugeniusz Paukszta, który prócz powieści – osadzonych w realiach rozmaitych terenów „Ziem Odzyskanych” – napisał także kilka zbiorów reportaży, takich jak Z włóczęgi po ziemi mazurskiej i Ziemia za warszawską miedzą. W ten sposób można uchwycić, jak ewoluują tematy i podejścia – nie jesteśmy już wszak w okresie ściśle powojennym. Jeszcze później, bo w latach 70., powstają reportaże historyczne, które próbują na nowo opowiedzieć to, na co w realiach powojnia nie było miejsca. W Drodze przez morze Tadeusz Willan zajmuje się paskudnymi warunkami końca wojny i ucieczki z Prus Wschodnich a Zbigniew Flisowski powraca w Pomorzu. Reportażu z pola walki, na szlak 1 Armii Wojska Polskiego, z którą wędrował przez niemieckie Pomorze w czasie zimy 1945 roku i sprawdza, co stało się z pamięcią o jego towarzyszach, którzy z frontu nigdy nie wrócili. Czy nowi mieszkańcy Pomorza pamiętają ich, czy też o nich zapomnieli?

A to przecież nie jest pełne wyczerpanie tematu. By oddać sprawiedliwość, należałoby wskazać reportażystów udających się na Dolny Śląsk – choćby ten „region karkonoski”, którym w przeciwieństwie do Pomorza interesowało się wielu pisarzy – czy Ziemię Lubuską. Może w osobnym wpisie? Dzisiaj w trasę po „Ziemiach Odzyskanych” wyprawiają się już kolejne pokolenia autorów. Niektórzy, bo stąd są – jak Cezary Łazarewicz i jego Tu mówi Polska. Reportaże z Pomorza, zbiór wcześniejszych prac, ozdobiony na okładce ponurą sylwetą katedry w jego rodzinnym Darłowie, Piotr Oleksy w Wyspach Odzyskanych czy Karolina Kuszyk w Poniemieckim.

Inni, bo ciągnie ich do tej wędrówki, niemal – jak pokazałam – archetypicznej dla polskiego reportażu: Magdalena Grzebałkowska w Roku 1945. Wojna i pokój, Ziemowit Szczerek w cyklu reportaży wakacyjnych dla „Polityki”, Filip Springer – ten ostatni nawet dwukrotnie, w Miedziance. Historii znikania i w niedawnym Mein Gott. Jak pięknie. Czego autorzy tam szukają? Czy jak Wanda Melcer, chcą opisać to, co słabo znane i fascynujące, bo równocześnie tak niepokojąco bliskie, na wyciągnięcie ręki (i drogi szybkiego ruchu)? A może chcą spróbować zrozumieć siebie, swoje uczucia i rodzinne historie?

Niedługo w taką podróż ma wyruszyć Zbigniew Rokita, autor nagrodzonego Nike Kajś. Jego Odrzanię. Podróż po Ziemiach Odzyskanych wydawnictwo Znak zapowiada na połowę października. Czy wyruszy (świadomie lub nieświadomie) śladami swoich poprzedników i poprzedniczek, czy spróbuje znaleźć nowe?

Karolina Ćwiek-Rogalska

W tytule wykorzystałam cytat z „Zapisków do reportażu o Szczecinie” Franciszka Gila.

* W oryginale Nástup, czyli przeciwieństwo odsunu, słowa używanego na określenie wysiedleń, w polskim przekładzie Marii Erhardtowej stał się Powrotem. W ten sposób tłumaczka wpisała tematykę poruszaną przez Řezáča w tematykę ziemioodzyskańczą: „powrót do Macierzy” czy „powrót na ziemie piastowskie”.

** Szczygieł, M. (2014). Zagarniać rzeczywistość jak szynkę. W: 100/XX Antologia polskiego reportażu XX wieku, M. Szczygieł (red.), Wołowiec 2014, s. 591.

*** Melcer, W. (1945) Wyprawa na odzyskane ziemie. Reportaż, Warszawa, s. 1.

**** Zborowska, A. (2018). Gościnne przedmioty. Widok. Teorie i praktyki kultury wizualnej, (20), 256-276, dostępne także online: https://www.pismowidok.org/pl/archiwum/2018/20-odmuzealnienie/goscinne-przedmioty)

*****  Browarny, W. (2013). Nadodrze Tadeusza Różewicza. O reportażu „Most płynie do Szczecina”. Czytanie Literatury. Łódzkie Studia Literaturoznawcze, (2), 53-64.)

******  Rembacka, K. (2020). Komunista na peryferiach władzy. Historia Leonarda Borkowicza 1912–1989, Warszawa–Szczecin 2020, ss. 308-309.

******* Gil, F. (1948). Zapiski do reportażu o Szczecinie, Odrodzenie (24), s. 3.

******** Chłosta-Zielonka, J. (2017). Od opowieści do sprawozdania. Reportaże o latach powojennych na Warmii i Mazurach. Prace Literaturoznawcze, (5), 283-296.