[ENG, Polish version below] My home or not my home? Inspired by the exhibition ”Liberec versus Jablonec” at the Severočeské Muzeum [North Bohemian Museum] in Liberec – and especially by an old map covered with countless stickers – Magdalena Bubík reflects on what it means to be and feel “at home” in a place where almost the entire population has been replaced.
Co właściwie znaczy “czuć się jak w domu” i co sprawia, że nazywamy dane miejsce “swoim domem”?
Podczas majowych badań w Libercu (niem. Reichenberg), natrafiłam na informację o wystawie w Severočeským Muzeum w Libercu. Już samo muzeum jest ciekawą przestrzenią: założone w drugiej połowie XIX wieku, to najstarsza w Czechach placówka specjalizująca się w gromadzeniu eksponatów o charakterze artystyczno-przemysłowym. Po II wojnie światowej – wraz ze zmianami demograficznymi związanymi z wysiedleniem Niemców i napływem nowych mieszkańców – zmieniła się też kolekcja muzeum. Budowla autorstwa architektów Friedricha Ohmanna i Hansa Grisebacha gromadzi więc dzisiaj dzieła z zakresu regionaliów, archeologii i nauk przyrodniczych. Wystawa czasowa, która szczególnie zwróciła moją uwagę, właśnie dobiegała końca, dlatego uznałam, że nie mogę zwlekać. Zdecydowałam się odwiedzić ją już następnego dnia.

Zaraz po wejściu przywitał mnie ogromny napis, zwiastujący początek wystawy pt. “Liberec versus Jablonec” (Fig. 1). Te dwa miasta w północnych Czechach leżą na tyle blisko siebie, że łączy je nawet linia tramwajowa i istnieje między nimi długa tradycja żartobliwej rywalizacji. Dla porządku dodam, że Liberec jest znacznie większy. Ekspozycja, autorstwa historyka i kuratora Lubora Laciny, miała na celu przedstawienie obu miast i porównanie ich, poprzez omówienie m.in. takich kwestii jak patroni miast, ratusze, szpitale, publiczne łaźnie czy cmentarze. Pod koniec wystawy zwiedzający miał zdecydować, które miasto bardziej go przekonało, “głosując” na nie poprzez wrzucenie żetonu do odpowiedniego pojemnika. Sądząc po ilości żetoników w pojemniku, w tej bitwie większe sukcesy – stan na dzień mojej wizyty – odnosił Liberec.
Chciałam zobaczyć wystawę, ponieważ ciekawiło mnie, jakie wątki zostaną wybrane przez autorów. Nie ukrywam, że miałam spore nadzieje, że będzie tam poruszona kwestia religijna. Ze smutkiem, ale zgodnie z oczekiwaniami, stwierdziłam, że ewangelickie kościoły w obu miastach potraktowano bardzo po macoszemu, poświęcając każdemu zaledwie po kilka słów. Kontynuując oglądanie wystawy, dotarłam do ostatnich tablic, stojących w samym rogu pomieszczenia. Docierali tam tylko najbardziej wytrwali zwiedzający. Był to kącik poświęcony czasom, kiedy zastanawiano się nad całkowitą przebudową centrum obu miast, w których – jak zaznacza autor – nie zostałby przysłowiowy kamień na kamieniu. Takie “szalone wizje”, słowami autora, wysnuwali zwolennicy reżimów totalitarnych: najpierw hitlerowcy względem Liberca, a później komuniści wobec Jablonca nad Nisou (niem. Gablonz an der Nieße). Zaraz obok zaś stała niemiecka mapa obu miast, pokryta okrągłymi jasnymi naklejkami z logiem muzeum (Fig. 2).

Na ścianie wisiało zadanie dla zwiedzającego: jeśli pochodzisz z Liberca albo Jablonca, zaznacz naklejką swoje miejsce zamieszkania. Pod spodem znalazła się uwaga o tym, że jest to stara mapa, więc niektóre dzielnice mogą na niej jeszcze nie istnieć. Zaciekawiła mnie jednak druga notka, która mówiła o tym, że niemieckie nazwy dzielnic w dzisiejszym – czeskim – brzmieniu można znaleźć w przygotowanej wcześniej podpowiedzi. Przekierowałam wzrok na ową podpowiedź, gdzie wypisane były niemieckie nazwy dzielnic i ich czeskie tłumaczenia, jak na przykład Maffersdorf, czyli dzisiejsze Vratislavice nad Nisou, dalej Rosenthal I, czyli Růžodol I czy Starý Harcov w niemieckim brzmieniu Alt-Harzdorf. Patrzyłam na różnice w pisowni, w nazewnictwie i zastanawiałam się nad tymi zmianami. Ciągle jednak mój wzrok powracał do nagłówka: Jak nasze domy nazywały się wcześniej (oryginalnie po czesku: Jak se naše domovy jmenovaly dříve)? (Fig. 3)

To zdanie utkwiło mi w głowie i nawet po wyjściu z wystawy nie mogłam przestać się nad nim zastanawiać. Jak to jest możliwe, że “nasze” domy mogą być dla nas na tyle nieznajome, że nie potrafimy odnaleźć ich na mapie? “Nasze” domy, czyli miejsca w których mieszkamy nie tylko my, ale mieszkali bardzo często też nasi rodzice czy dziadkowie. Jak to więc możliwe, że tak trudno nam je zlokalizować, że nie znamy ich nazw, skoro są “nasze”? I dlaczego użyto akurat tej dawnej, niemieckiej mapy, skoro stare, albo po prostu wcześniejsze nazwy, mogą stanowić problem dla zwiedzającego? Zastanawiałam się też, co sugeruje to słowo: “wcześniej”?
Wychodząc z muzeum, miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Zdecydowałam się więc przysiąść na kawę w galerii naprzeciwko, dawnych neorenesansowych miejskich łaźniach cesarskich Franciszka Józefa (niem. Kaiser-Franz-Joseph-Bad) z początku XX wieku, aby zapisać swoje przemyślenia. Zastanawiałam się nad tym, jak to jest nie znać “swojego”, bo przecież samo “nasze” sugeruje, że jest to coś, z czym jesteśmy dobrze zaznajomieni, tym bardziej jeśli mówimy o domach. Czujemy, że są one cząstką nas samych. Dom to nie tylko miejsce, w którym śpimy czy spożywamy kolację, ale często jest to też nasze schronienie, z którym tworzymy szczególną więź – kształtowaną przez codzienne doświadczenia, wspomnienia i emocje.
Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego, a dokładnie z Cieszyna. Już kilka razy pisałam o tym mieście też na naszym blogu (zainteresowanych odsyłam tutaj i tutaj). Moja mama prawie całe życie żyła w domu, w którym i ja mieszkałam aż do czasu studiów. Moja dzielnica, Kontešinec, przez mieszkańców nazywana po prostu Konteszyńcem, rozciąga się pomiędzy rzeką Olzą, granicą z Polską, a Sadami Masaryka. Leży na terenie dawnych koszar wojskowych, podczas drugiej wojny światowej zamienionych w niemiecki obóz jeniecki, w pobliżu zaś stoi neogotycki kościół Najświętszego Serca Jezusowego z końca XIX wieku. W dzieciństwie ta dzielnica była dla mnie wszystkim – znałam każdy jej zakątek, każdego sąsiada, a nawet dźwięk szczekania jego psa, kiedy ktoś przechodził koło jego ogrodu. Pamiętam bunt mieszkańców dzielnicy, kiedy władze miasta zdecydowały się wyciąć drzewo, które rosło tam latami, dzięki czemu zaczęło pełnić dodatkową rolę: słupa ogłoszeniowego, informującego o ważnych wydarzeniach, w tym też śmierci kogoś z sąsiadów. Znałam dzielnicę na wskroś, a więc kiedy byłam starsza, z chęcią wczytywałam się w stojące nad brzegiem rzeki tabliczki mówiące o jej historii. Wszystko tam wydawało i dalej wydaje mi się moje, ponieważ nasz dom zbudowali dziadkowie kilka lat po ślubie i od razu zamieszkali tam z moją dwuletnią mamą. Wcześniej też nie mieszkali daleko, ponieważ obie strony mojej rodziny pochodzą ze Śląska Cieszyńskiego i tam mieszkają. Niekiedy żartuję, że jesteśmy w tym regionie “od zawsze”. To jeden z powodów, dla których cały ten region postrzegam jako swój, mój, nasz. Dlatego tak bardzo trudno było mi zrozumieć, jak można nie znać swojego domu, dzielnicy, miasta?
O tym, dlaczego zmieniono nazwy dzielnic z niemieckich na czeskie, sama wystawa mówiła bardzo mało. Autor niemalże pominął informację o tym, że po drugiej wojnie światowej w obu miastach dosłownie wymieniono mieszkańców – ludność niemiecka została wysiedlona, a na jej miejsce przyszli ludzie z różnych stron Czechosłowacji i nie tylko. Dlatego też niemieckie nazwy przestały być używane i weszły w obieg ich czeskie odpowiedniki. Zawartego w nagłówku słowa dříve, po polsku “dawniej”, autor nie wytłumaczył w ogóle, a więc zwiedzający niezaznajomieni z miejscową historią mogli się tylko zastanawiać, dlaczego doszło do takich zmian. A tak naprawdę to dříve oznacza przecież właśnie okres, kiedy na tych terenach żyli przede wszystkim Niemcy.
No i ta dawna, niemiecka mapa – po co ona w ogóle komu? To kartograficzne dzieło autorstwa Josefa Matouschka (1867–1945) zostało wydane w 1927 roku przez Niemieckie Stowarzyszenie Górskie Gór Jesztedzkich i Izerskich (czes. Německý horský spolek pro Ještědské a Jizerské hory, niem. Deutscher Gebirgsverein für Jeschken- und Isergebirge). Matouschek, będący aktywnym członkiem tego stowarzyszenia, angażował się również w budowę górskiego hotelu na szczycie Ještědu, który spłonął w latach 60. XX wieku. Na jego miejscu wybudowano nowy obiekt – nowoczesną konstrukcję łączącą funkcje hotelu i nadajnika telewizyjnego – dziś uznawaną za jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Liberca. Ale dlaczego autor użył jego mapy, skoro założył, że i tak prawie nikt nie zna starych niemieckich nazw i mogą one stanowić problem dla zwiedzających – tak odczytuję to, że zamieścił również tablicę pokazującą, jaka niemiecka nazwa zmieniła się w którą czeską. W dodatku część dzielnic w ogóle nie jest na niej zaznaczona, bo jeszcze nie istnieją. Potencjalnie: same problemy dla zwiedzających. Dlaczego więc autor nie zdecydował się dać nowszej, czeskiej mapy, gdzie każdy mógłby znaleźć swój dom? Co autor chciał przez to pokazać? A może chciał wpleść w wystawę jakiś ciekawy, lekko “egzotyczny” wątek: mapa w obcym języku. Taka sytuacja miałaby sens na przykład w przypadku łaciny.
Jednak niemiecki na tych terenach ma inne znaczenie – ma swoją historię, jest nośnikiem wspomnień, nowych początków dla mieszkańców, którzy przybyli tutaj po wojnie, ale często też przypomina o zadawanych sobie nawzajem ranach, krzywdach i nienawiści. Nie bez powodu ta mapa stoi koło planów Adolfa Hitlera o zniszczeniu miasta, ponieważ bardzo często to właśnie z nim są kojarzeni wszyscy Niemcy – przenosi się na nich winę zbiorową, stereotypizuje jako zbrodniarzy, wyznających tę samą ideologię, nie dostrzegając różnicy poglądów. Bez znaczenia pozostaje to, że sudeccy Niemcy byli Niemcami czeskimi. To tutaj żyli przez wieki, to tutaj mieli swoje domy, które im potem odebrano i dano innym – nowym właścicielom. Autor prawie nie porusza ich tematu w tej wystawie, a jednak większość wystawionych eksponatów jest w języku niemieckim. A więc czy autor chciał tym gestem pokazać, że również Niemcy kiedyś czuli się i byli tutaj w domu? Wcześniej niż niektórzy z tych, którzy mogli na mapie szukać “swoich” domów?
Moje własne silne przywiązanie do domu na Śląsku Cieszyńskim przypisuję po części temu, że moi przodkowie żyli tam przez wieki, ale czy to oznacza, że jedynie wielowiekowe przywiązanie do danego skrawka ziemi pozwala nazywać go swoim domem? A co z osobami, które przeprowadziły się albo żyją właśnie w badanym przeze mnie Libercu, czyli mieście post-przesiedleniowym – mieście, w którym jedni mieszkańcy zostali wymienieni na drugich. Mieszkają tam całe swoje życie, tak samo jak ich rodzice czy dziadkowie – czy oni nie mają prawa nazywać domu, w którym się urodzili bądź żyją, swoim? Jest to może – przynajmniej w moim odczuciu – trochę inny dom, niż w Cieszynie, ale każdy dom posiada swoją specyfikę. Ten w mieście post-przesiedleniowym, oprócz specyfiki danego regionu, może odznaczać się całą gamą innych czynników. Niemcy opuścili swoje domy, a na ich miejsce przyszli inni domownicy, jednak nie zamieszkali tych domów, po prostu kontynuując życie wcześniejszych domowników – przynieśli też coś od siebie, z terenów, z których przybyli, łącząc to z tym, co zastali. Razem z rzeczami, śladami swojej i obcej przeszłości, tworzyli swoje własne domy. Ale i z Cieszyna wysiedlono jego niemieckich mieszkańców. Proste podziały nie oddają złożoności historii “naszych domów”.
Teraz zatem, w tych domach, w których kiedyś mieszkali Niemcy, żyją inni. Tacy, którzy znają historię swojego miasta lub też nie mają o niej pojęcia. Tak więc odczytuję intencję autora: chęć pomocy w tym, by odnaleźli swoje domy na niemieckiej mapie. Takie odczucia i takie trudności mogą mieć ludzie żyjący na terenach, gdzie doszło do wymiany takiej ogromnej liczby ludności. To jest też powód, dlaczego tak bardzo chcę dalej poznawać te tereny. Wiele pytań rodzi we mnie fakt, że tyle osób z Liberca i Jablonca przykleiło naklejkę na miejscu swoich domów – mimo że ich doświadczenie jest odmienne od mojego, a nowe więzi z miejscem wytwarzane są na Liberecku dopiero od osiemdziesięciu lat. Sięgają jednak i do historii przed 1945 rokiem, o czym może świadczyć ta dawna, niemiecka mapa. Chcę rozmawiać z tymi ludźmi, aby zrozumieć, w jaki sposób oni patrzą na swoje domy, w których jeszcze nie tak dawno, zaledwie 80 lat temu, żyli inni domownicy. Chcę zrozumieć, czy chcą poznawać swoje domy, dzielnice, otoczenie i co zmieniło się w tych domach od przejęcia ich przez nowych domowników. I wreszcie: chcę zrozumieć, co składa się na to, że oni postrzegają swoje domy jako swoje, o czym świadczy ta ilość naklejek na mapie oznaczająca “nasze” domy. To także pytania ważne dla mnie samej, pomagającej i mnie zrozumieć lepiej “mój” dom.

Magdalena Bubík