Specters can often manifest themselves through sound, as demonstrated by Magdalena Bubík’s example of the whistling sound during the performance art “For Slovakia” at the “Cinema on the Border” festival (Kino Na Granicy / Kino Na Hranici). This spectral sound can evoke echoes of the past and remind residents of Cieszyn of the city’s former unity and painful times of division. The specter may take advantage of various circumstances to manifest itself, and it may require a specialized ear to hear it. This highlights the complexity of how specters can haunt through different sensory experiences, not just visual ones. Sound can serve as a powerful tool for evoking memories and emotions, making it an important aspect to consider when exploring the presence of specters in a given context.
[ENG, Polish version below]Sometimes we may wonder the various forms a specter can assume and whether its haunting reaches everyone. Magdalena Bubík analyzes this matter drawing from the example of whistling sounds during the performance “For Slovakia” at the “Cinema on the Border” festival in Cieszyn and Český Těšín on May 1–5, 2024. She explores the spectrality of the sound, which is not audible to everyone. For some residents of Cieszyn, this spectral whistling may be an echo of the past, and thus, a specter that reminds of the city’s former unity but also of the painful times of division and ingenuity in difficult situations. Therefore, she argues that the specter is able to take advantage of various circumstances to manifest itself, even those that initially seem unrelated to it at all.
Wydawać by się mogło, że widmo najczęściej nawiedza poprzez obraz, pokazując się w nieoczekiwanych okolicznościach i miejscach. Jest to spowodowane tym, że zmysł wzroku jest jednym z najwyżej cenionych w większości kultur, a co za tym idzie, wiele elementów tych kultur ma charakter wizualny. Nawiedzanie poprzez obraz wcale nie jest regułą. Widmo może zwrócić na siebie uwagę wykorzystując inne zmysły, także słuch – wydając konkretny dźwięk. Ale czy trzeba mieć wyspecjalizowane ucho, aby go usłyszeć? I czy widmo może wykorzystać ku temu całkiem inne okoliczności, na pierwszy rzut oka wcale ze sobą niezwiązane, niż to, co widoczne?
W pierwszych dniach maja 2024 roku w Cieszynie odbywała się 26. edycja festiwalu filmowego “Kino na granicy”. Pisałam już o specyfice tego miasta, podzielonego na dwie części i obecnie znajdującego się w dwóch różnych państwach – w Polsce i Czechach (zaciekawionych odsyłam do poczytania tutaj). Przechodząc do samego festiwalu: jest to wydarzenie łączące oba Cieszyny – Cieszyn i Český Těšín – poprzez prezentowanie polskich, czeskich i słowackich filmów fabularnych i retrospektyw artystów filmowych. Festiwal jest wzbogacony o program artystyczny, w tym też muzyczny, np. w postaci koncertów. W tym roku jednym z dodatkowych punktów programu byłperformance art (dalej już będę używała tylko słowa ,,performance”) pt. “Dla Słowacji” wystawiony przez trzech performerów: Artura Janasika / Rutry Kisanaja, Piotra Kumora i Jana Roberta Skarbonia.
W sobotę 4 maja około południa, czyli w największym słońcu, stanęłam na najstarszym moście w Cieszynie, Moście Przyjaźni. Zobaczyłam, jak wykonawcy przygotowują się na czeskim brzegu rzeki Olzy. Odległość od miejsca performance’u była trochę za duża, więc podeszłam do grupy ludzi zebranych na brzegu po przeciwległej, polskiej stronie, by lepiej widzieć. Nie wiedziałam jeszcze, że także po to, by lepiej słyszeć.
Na brzegu zebrała się mała widownia wraz z fotografami. Performerzy w czarnych marynarkach i spodniach weszli do wody, milcząc. Nie mieli na sobie koszul ani butów, pomimo tego wyglądali jednak poważnie i elegancko. Kiedy znaleźli się na środku rzeki, w miejscu, gdzie tokiem wodnym przechodzi granica państw Polski i Czech, zatrzymali się. Poziom wody w tym miejscu był niski, a więc woda sięgała performerom jedynie do kostek. Stanęli koło siebie w jednej linii i jak na komendę podnieśli ręce, a każdy z nich ułożył je w inny sposób – jeden zakrywając sobie usta, drugi uszy, a trzeci oczy. W takiej pozie zastygli niczym starożytne rzeźby w muzeum. Performerzy w ten sposób nawiązali do symbolu trzech mądrych małp – obrazu i przysłowia japońskiego, który w interpretacji zachodniego odbiorcy może być rozumiany jako ciche przyzwolenie na zło. Słońce przypiekało, a zimna po wiośnie woda Olzy toczyła się, obmywając stopy, ale też mocząc nogawki spodni wykonawców. Performerzy jednak stali w bezruchu, nie zważając na nic, jakby zapomnieli o tym, co się dzieje wokół nich. Nie zauważali osób idących z pobliskiego targowiska z zakupami w szeleszczących plastikowych torbach i rozmawiających między sobą o wzroście cen, ani zaciekawionych turystów, zatrzymujących się na moście, aby stwierdzić, kto i po co stoi w rzece. Nawet warkot samochodów przejeżdżających koło rzeki czy wrzaski dzieci bawiących się na boisku parę metrów dalej nie wyrwały performerów z trwania w przyjętej pozie. Jakby też zapomnieli o zebranej widowni, która ze względu na przedłużający się moment zastygnięcia performerów zaczęła się niecierpliwić, szurając nogami i rozmawiając półszeptem między sobą: trochę o performance, ale częściej o skwarze, w którym wszyscy staliśmy. Niektóre osoby w ramach usprawiedliwienia zastanawiały się na głos, czy to już koniec performance’u, a po chwili rezygnując z obserwowania dalszego ciągu, wracały do swoich spraw.
fot. Rafał Soliński
Zastygnięcie w bezruchu przerwał jednak w końcu gwizd, który wydał z siebie jeden z performerów. Ponownie, jak na komendę, wykonawcy opuścili ręce i powoli zaczęli zmierzać w kierunku drugiego, polskiego brzegu, nie wracając już na czeską stronę. Szli powolnym krokiem, a poziom wody i adrenaliny podnosił się, ponieważ rzeka stawała się coraz głębsza. Jednak tym razem nie szli w milczeniu, na przemian każdy z nich gwizdał, utrzymując jeden ton. Wykonując tę czynność na przemian, stworzyli odgłos albo raczej trochę niespotykaną melodię, niezbyt przyjemną dla ucha, ale jednak bardzo wyraźną. Każdy z nich gwizdał w inny sposób, w innej tonacji, jednak starając się, by długość odgłosu była podobna. Nawet śliskie i wygładzone przez nurt rzeki kamienie nie pokonały performerów w tworzeniu melodii gwizdania, mimo że łatwo było na nich stracić równowagę i przerwać ton gwizdanej melodii. Performerzy wykonali ostatni krok, wchodząc na brzeg po polskiej stronie, a ukłon wyznaczył koniec performance’u.
fot. Rafał Soliński
Performance dobiegł więc końca, jednak ja wcale nie miałam takiego poczucia, coś nie dawało mi spokoju – dlaczego akurat gwizdanie? I dlaczego odgłos ten tak długo pozostał mi w pamięci?
Dlatego też spotkałam się z jednym z performerów, Arturem, chcąc otrzymać chociaż częściową odpowiedź na moje pytania. Wykonawcy spotkali się w ramach festiwalu i od razu zgodzili się co do tego, że muszą wykonać wspólny performance. Czuli taką potrzebę i temat “Dla Słowacji” pojawił się od razu. Performance potraktowali jako rodzaj manifestu wobec sytuacji panującej na Słowacji: “To był manifest wobec wolności słowa, taki protest dla Słowacji” stwierdził Artur. Festiwal ma łączyć oba Cieszyny, jest miejscem radości, cieszenia się i świętowania, bycia razem, a także bycia sobą w miejscu, które zapewnia wolność wyrażania się. Trzej performerzy pochodzący z Polski traktują Czechów jako przyjaciół. Taka zresztą atmosfera panuje w Cieszynach podczas festiwalu. Słowacy, którzy też są przyjaciółmi i sąsiadami, obecnie walczą i protestują o wolność słowa w mediach, pojawili się zatem w nieco innym kontekście.
Ma to swój szerszy kontekst. Chociaż Cieszyny obecnie są rozdzielone pomiędzy dwa państwa, do 31 grudnia 1992 roku Czesi i Słowacy żyli razem w obrębie jednego państwa – Czechosłowacji. Dlatego też Słowacja nieraz traktowana jest przez mieszkańców Cieszynów na równi z Czechami, tym bardziej, że od granicy ze Słowacją Cieszyny dzieli niecałych 50 kilometrów.
Performance miał zatem pełnić funkcję protestu i być reakcją na sytuację na Słowacji. Stąd przedstawienie trzech małpek mądrości, które nie chcą widzieć tego, co złe, słyszeć o tym, ani się na ten temat wypowiadać. Wykonawcy potraktowali sztukę performance’u jako środek wyrazu: dodając sobie powagi przez ubranie się w czarne garnitury. Liczyli się także z możliwymi konsekwencjami, zabierając ze sobą dowody tożsamości, w razie ewentualnych kontaktów z policją. Dalej jednak męczyło mnie pytanie, co miało z tym wspólnego gwizdanie.
Kiedy zapytałam o to Artura, powiedział mi, że miał to być znak umowny dla wykonawców, kiedy któryś z nich nie mógłby już wytrzymać z uniesionymi rękoma i chciał przejść do dalszej części performance’u. Jednak miał to być tylko jeden gwizd, ledwie sygnał, a przerodził się w całą serię, w melodię. Artur zauważył, że było to dziwne także dla niego, ponieważ, jak przyznał, nie umie gwizdać. Stworzenie gwiżdżącej melodii było więc improwizacją, czymś nowym, niezaplanowanym, a jednak, cytując wykonawcę, bardzo naturalnym – wypuszczeniem powietrza, dźwiękowym wyrażeniem się. Coś się zmieniło po geście małpek. Czy to performerzy się zmienili, czy coś ich zmieniło? A co jeśli to właśnie cieszyńskie widmo posłużyło się umownym znakiem wykonawców, by pojawić się w przestrzeni miast?
Dźwięk gwizdania nie jest bowiem obcy dla mieszkańców Cieszynów. Ponownie przywołuje historię podziału miasta. Ponad 100 lat temu, a dokładnie w 1920 roku, na podstawie decyzji Rady Ambasadorów w Paryżu, jedno miasto Cieszyn zostało podzielone na dwie części, a każda z nich znalazła się w innym państwie. Ale nie tylko miasto zostało rozdzielone. Tak naprawdę rozdzielone zostało wszystko, także jego mieszkańcy. Najbardziej zaś było to odczuwalne w okresie komunistycznym, kiedy nie można było nawet zbliżyć się do brzegu rzeki Olzy, która przepływa przez sam środek dawniej jednego miasta. Moja mama wspominała często, że od razu pokazywali się wówczas żołnierze z karabinami, którzy pilnowali granicy dwóch sąsiednich państw satelickich ZSRR. Nie można się było zbliżać, ale zakazano także wołać czy nawiązywać kontaktu wzrokowego z mieszkańcami po drugiej stronie.
Cieszyniacy jednak wymyślili inny sposób porozumiewania się między sobą – gwizdanie.
Moja sąsiadka, urodzona po polskiej stronie Cieszyna, która wyszła za mąż po czeskiej stronie i tam też zamieszkała, pamięta, że mieszkańcy Cieszyna używali odpowiedniej tonacji gwizdania do poinformowania bliskich po drugiej stronie rzeki, że żyją i mają się dobrze. Oczywiście nadal trzeba było uważać na strażników, zaczajonych w zaroślach nad rzeką Olzą. Był to też sposób, by dać upust emocjom i wyrazić sprzeciw wobec reżimu. Sąsiadka stwierdziła, że mogło się to też kojarzyć z “gwizdaniem na coś”, czyli z brakiem akceptacji i lekceważeniem decyzji władz komunistycznych o podziale życia dwóch Cieszynów. Dlatego też dźwięk gwizdania jest nadal dla niektórych mieszkańców obu miast zarówno symbolem komunikacji w trudnej sytuacji, jak i sprzeciwu.
Można by więc potraktować gwizdanie jako zwykły znak umowny podczas performance’u, ale nie przez niektórych Cieszyniaków. Część z nich nie rozpoznaje w nim ducha, tak jak performerzy, którzy nieświadomie jednak, w mojej interpretacji, dali się ponieść jego wołaniom, ożywiając go. Jednak część mieszkańców jest wyczulona na ten rodzaj dźwięku, który jak echo przeszłości, jak widmo, dociera do ich uszu. Niekiedy widma mogą więc przejawiać się także poprzez dźwięk. David Toop, angielski muzyk, autor, kurator oraz profesor kultury audio i improwizacji, pokazuje, że dźwięk cechuje nadprzyrodzoność, w tym sensie, że jest pozbawiony materialności, to więc właśnie łączy go z widmem. Tak samo gwizdanie, dźwięk pozbawiony materialnej postaci, przypomina mieszkańcom, że dawniej rzeka Olza była zwykłą rzeką przepływającą przez części miasta Cieszyna, a nie granicą państwową. Przypomina także o bolesnych czasach podziału i rozłąki, ale również pomysłowości w trudnych sytuacjach.
Czy w takim razie widmo wróciło w performance pod postacią dźwięku, i tylko wyczulone uszy niektórych Cieszyniaków były zdolne je usłyszeć? Czy to właśnie sprawiło, że tak długo nie mogłam zapomnieć tego dźwięku, bo przemówił do mnie, Cieszynianki, duch przeszłości mojego miasta? I czy chciało opowiedzieć tylko o sytuacji na Słowacji, czy wykorzystało tę sytuację, aby przypomnieć, że jedność jest krucha i łatwo można ją utracić?
Toop D. (2013), Chair Creaks, But No One, Sits There [w:] The Spectralities Reader, ed. Pilar Blanco, M. del & Peeren, E., London – New Delhi – New York – Sydney, s. 287-306.
The CEU Review of Books Podcast Series explores the questions that affect us all through in-depth talks with researchers, policy makers, journalists, academics and others. This time Karolina Ćwiek-Rogalska, Karina Hoření, and Michal Korhel discuss with the podcast host, Andrea Talabér (Managing Editor), objects that had been left behind following expulsions and resettlements in the border regions of Czechia, Poland, and Slovakia. These remnants include a diverse array of objects, from everyday items like bowls and pictures, to larger structures such as villas and orchards left behind in the landscape. By examining these abandoned objects, we gain insight into the historical and cultural impacts of these forced population movements. These objects serve as tangible reminders of the lives that were disrupted and the communities that were uprooted, but also on the new cultures that emerged as an outcome of the encounters between them and the new inhabitants. Thus, they shed light on the complexities and lasting effects of these significant historical events in the region.
Link to the podcast (in English) you can find here.
Tomáš Garrigue Masaryk, the son of an illiterate Slovak coachman and a German-speaking cook, played a significant role in the creation of modern Czechoslovakia. As its first long-term president, he was a passionate advocate for democracy, despite often acting against the beliefs of his fellow citizens. In the 30th episode of Czechostacja, Karolina Ćwiek-Rogalska, together with the host, Jakub Medek, explores Masaryk’s impact on the formation of Czechoslovakia and his lasting legacy as a leader.
We are happy to announce that a new article by Michal Korhel was published in the Environment & History journal.
The 1960 landslide in Handlová, a town previously dominated by Germans before World War Two, caused significant destruction, displacing almost 1,000 people and damaging critical infrastructure. This event, occurring more than 15 years after the war, raised questions about the connection between the natural disaster and the forced displacement of residents during the war. Through previous research and interviews with local narrators, Michal Korhel attempts to understand this link and its implications. The findings aim to shed light on the complex relationship between historical events and their long-term effects on communities.
We are happy to announce that a new article by Karina Hoření was published in the journal Český lid (Czech Ethnological Journal).
The article delves into the ways in which residents of Liberec, a town in north Bohemia, are managing the property they acquired following the displacement of the German-speaking minority after World War II. It examines the narratives of this historical event within Czech public discourse and explores how these stories are echoed in family histories. The study is centered on three family histories gathered through ethnographic fieldwork and employs an analytical framework rooted in memory studies and hauntology theories.
The article is available in open access on the web page of Český lid and our website. We’d like to encourage you to check the whole issue of the journal as well.
On June 12–15, 2024, Magdalena Bubík, the PhD candidate working in our project, participated in the international conference “Remembrance, Religion, and Secularity in Central and Eastern Europe and Beyond”, organized by the Visegrad Fund, which brings together scholars from Central and Eastern Europe. The event, held in Warsaw, began with a masterclass, i.e. a block devoted to presentations of doctoral projects.
Magdalena, in the panel entitled “Religious Materiality”, presented her research, illustrating it with the example of an altar painting of Jesus from a formerly German Protestant church in Liberec (German Reichenberg) in northern Bohemia. She showed what the picture can tell us about the past and present inhabitants of this post-displacement region, based on the afterlife of this particular object, tracing its fate after the church was blown up in 1976. The presentation was followed by a commentary by a specialist, which in Magdalena’s case was mgr. Barbora Spálová, Ph.D, a Czech ethnologist and social anthropologist, working at the Institute of Sociological Studies at Charles University in Prague, Czechia. Later, the young researchers had the opportunity to reflect together and discuss how they could improve their research.
All doctoral students were also invited to participate in the second part of the event, the conference of the same name. Researchers from different parts of the world came together to discuss topics related to memory, religion, and secularization. Magdalena especially cherished the possibility of comparing the results of the research between the different European countries, as well as taking part in a post-secular memory walk on the streets of Warsaw.
Magdalena Bubík during presentation, photo by Alexandra Lebriez
What does the landscape tell us about the former noble families of the borderland who had both Polish and German identities? This time our PI, Karolina Ćwiek-Rogalska, became for a while a tourist guide and helped to reveal the multi-layered history of one Pomeranian family to the participants of the bicycle tour, organized by the Wałcz Land Museum.
For hundreds of years, many villages in Wałcz County were divided among different branches of the complicated family tree of von der Goltz family. So, to see some of their properties, the 30-kilometer journey was organized on July 15th by the Museum. Thanks to the idea of the originator of the trip, Natalia Borek, it was a fascinating exploration of the historical landmarks associated with von der Goltzes.
photo by Michał Rogalski
The route included three stops – Kłębowiec (formerly German Klausdorf), Karsibór (Keßburg) and Golce (Goltz), during which various guides talked about particular places. Karolina shared the rich history of von der Goltz family during the exploration of the ruins of the palace complex in Kłębowiec. Although one is not allowed to enter the ruins, it was possible to see the former entrance to the garden, the Evangelical chapel, and the front of the palace, where a cartouche with a coat of arms has been preserved. At each point, the group discussed another aspect of the Goltz family’s history, such as their involvement with the Reformation and what stories are inscribed in their coat of arms. Karolina also talked about the destruction of the palace after the war.
The next point of the trip was Karsibór, where the group had the opportunity to visit the new church which incorporated elements from the old one, standing nearby, and founded by von der Goltz family. It is a good example of how the prewar heritage is entangled with the new one, in this case, it was a church altar. Final stop in Golce finished on the steps of another temple, a timber-framed church that has just been renovated. Additionally, the group were given a special tour of the mill at Młyńska Dolina by its owner, getting a glimpse into its history and plans for the future.
Spectral Recycling team tries not only to pursue with the scientific aspects of our project, but also to engage in local projects and bring closer the fascinating, often hidden history of formerly German things left behind to the local communities. We hope to share with you other examples of such cooperations soon.
On June 11th, 2024, Karina Hoření held a public lecture for a wider audience at the café Boršov in Prague, in Czech Republic. Her presentation was entitled “Myths, Ghosts, and Treasures of Czech Borderlands – Hauntological Perspective” and invited guests to re-think established narratives about Czech borderlands and the expulsion of ethnic Germans.
Karina was invited by the Center for the Study of Popular Culture, a Prague-based group of scholars interested in popular culture topics as an important factor for societal imagination, to close this year’s series of lectures called “The Magic Year”. Despite the sunny weather, this lecture attracted a wide audience who learned about Karina’s findings from her field research in the Northern Bohemian city of Liberec (formerly German Reichenberg). She enclosed, for example, how villas of the German-speaking industrialists were repurposed as sanatoriums for the masses during the communist period and why, now abandoned, they could be interpreted as ghosts of former utopias.
Within the lecture, Karina also presented stories of several objects owned by expelled Germans and what the current inhabitants of the town think of them.
According to the active discussion, the lecture proved highly successful. Members of the audience shared their own family stories but also discussed the current peripheral status of the Czech borderlands. The debate showed that the topic of expulsion is relevant also outside the post-displacement regions.
Karina Hoření during presentation, picture: Matěj Kliman
Karina Hoření during presentation, picture: Matěj Kliman
250 years ago, Czech was not widely spoken or respected. It was considered a language of the lower class, an ethnographic curiosity. German was the language of choice for those seeking success and social advancement in the Habsburg Empire. However, the national revival movement in the late 18th and early 19th centuries changed the status of the Czech language. This cultural and political movement sought to revive not only the language, but subsequently also culture and as a result, to create Czech national identity. This was the topic of the new episode of the Czechostacja podcast. Host, Jakub Medek, together with our PI, Karolina Ćwiek-Rogalska, delve into the various stages of the revival, with a focus on Czech history and culture. They explore the lesser-known issues of linguistic formation, as well as the mystification of the manuscripts and the disputes about defining the Czech identity. The question of the Czech-German relations is present as well throughout the episode. By examining these topics, the podcast provides listeners with a deeper understanding of the complexities and nuances of Czech history and culture.