Warsztaty „Popularyzacja badań w Internecie” poprowadziła Angelika Zanki, nasza managerka i facylitatorka, która zajmuje się promocją działań zespołu ERC i posiada duże doświadczenie zdobyte podczas licznych szkoleń w tym zakresie.
Warsztaty były częścią program NAWA STER Next Generation PhDs – Innovations dla doktorantów Szkoły Doktorskiej Anthropos. Uczestnikom umożliwiły zapoznanie się z kluczowymi zasadami efektywnego prezentowania i promowania pracy naukowej w przestrzeni cyfrowej. W dzisiejszych czasach umiejętność jasnego i profesjonalnego komunikowania badań staje się coraz ważniejsza, a zajęcia podkreślały rosnące znaczenie komunikacji naukowej dla badaczy.
Uczestnicy poznali podstawy komunikacji naukowej i zastanawiali się, w jaki sposób badacz może prezentować siebie i swoje projekty w sposób przystępny, rzetelny i angażujący. Warsztaty uwzględniały przykłady dobrych praktyk oraz typowe błędy, których należy unikać, podkreślając znaczenie zachowania profesjonalnego wizerunku w sieci. Omówiono także strategie prowadzenia stron internetowych i profili w mediach społecznościowych związanych z realizacją projektów badawczych, w tym grantów europejskich, oraz praktyczne metody ich skutecznej promocji online.
Warsztaty miały charakter praktyczny: uczestnicy aktywnie brali udział w dyskusjach oraz samodzielnie przygotowali propozycje wpisów w mediach społecznościowych, wykorzystując zdobytą wiedzę.
Doświadczenie Angeliki pomogło stworzyć dobrze zorganizowane i wspierające środowisko, dzięki czemu uczestnicy mogli docenić znaczenie komunikacji naukowej i nabrać pewności w dzieleniu się wynikami swoich badań z szerszą publicznością.
Szkoła Doktorska Anthropos, w której odbyły się warsztaty, znajduje się w sercu Starego Miasta w Warszawie. W dniu zajęć okolica była wyjątkowa – ulice pięknie oświetlone, dekoracje świąteczne włączone, co stworzyło niepowtarzalną, świąteczną atmosferę wokół szkoły.
lodowisko na rynku Starego Miastabudynek, gdzie mieści się Szkoła Doktorska Anthropos
Esej autorstwa Kariny Hoření został opublikowany na blogu American Ethnological Society. Tekst jest częścią nowej kolekcji Anthropology That Breaks Your Heart, pod redakcją Salwy Tareen. Zbiór obejmuje eseje badaczy z całego świata, którzy eksplorują emocjonalny wymiar praktyki antropologicznej oraz to, jak praca terenowa może głęboko wpływać na osoby ją prowadzące.
W swoim eseju Karina zastanawia się nad emocjonalnymi zawiłościami badań etnograficznych w powojennym Libercu (dawniej Reichenbergu). Koncentrując się na doświadczeniach czeskich osadników, którzy wprowadzili się do domów wcześniej zamieszkiwanych przez Niemców, analizuje, jak archiwa i rodzinne wspomnienia ujawniają „duchy” przeszłości. Kluczowym momentem jest rozmowa uzupełniająca z uczestnikiem badań, Josefem, podczas której badaczka dzieli się archiwalnym dowodem na samobójstwo niemieckiego mieszkańca w domu jego rodziny. Spotkanie to niespodziewanie splata się z niedawną rodzinną tragedią Josefa, ukazując, jak osobiste i zbiorowe historie wzajemnie się przenikają. Karina wykorzystuje te doświadczenia, aby omówić etyczne i emocjonalne wyzwania etnografii, trwałość nawiedzających dziedzictw oraz ograniczenia w próbach odtworzenia przeszłości.
Na początku grudnia nasza badaczka, Karina Hoření, wygłosiła prezentację dotyczącą swoich badań jako zaproszona prelegentka na seminarium zatytułowanym „Ruins and Relics: Rhythms, Temporalities, and Trajectories of Change”. W swoim wystąpieniu Fixation on Ruins – Fixation of RuinsKarina przedstawiła tezę o ruinach jako centralnej przestrzeni dominującej w czeskiej narracji o wysiedleniu.
Seminarium odbyło się w Instytucie Etnologii Czeskiej Akademii Nauk. Zostało zorganizowane przez zespół stojący za projektem Zdivočelá země / Land gone wild, realizowanym przez konsorcjum czeskich instytutów badawczych.
Oba nasze projekty koncentrują się na powojennych przemianach w czeskich regionach przygranicznych oraz na trwałych śladach wysiedleń w krajobrazie. To wspólne zainteresowanie prowadzi do długich i pełnych pasji dyskusji. Mamy nadzieję, że nie była to ostatnia okazja do spotkania naszych zespołów i wymiany wyników badań.
W listopadzie nasza badaczka, Karina Hoření, współorganizowała warsztat online wraz z Veroniką Warzychą z Leibniz Institute for Research for Society and Space. Karina i Veronika spotkały się latem na konferencji Memory Studies Association w Pradze i odkryły, że obie interesują się dziedzictwem przemysłowym w czesko-polsko-niemieckim pograniczu. Podczas gdy Karina skupia się na materialnych pozostałościach produkcji tekstylnej w północnych Czechach, projekt doktorancki Veroniki dotyczy miast bliźniaczych nad rzeką Odrą i tego, jak przemysł jest konstruowany jako ich wspólne dziedzictwo.
Już w Pradze postanowiły kontynuować swoją rozmowę i spotkały się w listopadzie, aby godzinami dyskutować o nowych i dawnych granicach, ich wpływach oraz dziedzictwie w tym regionie. To seminarium pokazuje, że kontakty nawiązywane podczas międzynarodowych konferencji mogą być dalej rozwijane. Z pewnością nie było to ich ostatnie spotkanie.
Granica niemiecko-polska na rzece Odrze/Odrze, autorka: V. WarzychaPozostałości fabryki tekstylnej w Nové Město pod Smrkemdjęcie z pracy terenowej, autorka: V. Warzycha
Pod koniec listopada nasz badacz, Michal Korhel, wziął udział w corocznej konferencji Association for Slavic, East European, and Eurasian Studies (ASEEES) 2025, która odbyła się w Waszyngtonie. Razem z Jakubem Gałęziowskim z Uniwersytetu Warszawskiego Michal współorganizował panel zatytułowany „Forced to Move: Remembering Children’s Displacement and Migration in WWII and Its Aftermath in East-Central Europe”. Organizacja tego panelu była dla nich szczególnie ważna, ponieważ pozwoliła zgromadzić naukowców zajmujących się pamięcią jednych z najbardziej wrażliwych uczestników historii wojennej i powojennej – dzieci, których życie zostało ukształtowane nie tylko przez przemoc, ale także przez niepewną ciszę, jaka nastąpiła po zakończeniu II wojny światowej.
Panel obejmował różne doświadczenia dzieci: ocalałych z Holokaustu na Węgrzech, młodych uchodźców na terenach dzisiejszej Słowacji, dzieci z czeskiego Lidic oraz polskie dzieci urodzone w rodzinach robotników przymusowych i osób przesiedlonych. Łączył je wspólny wniosek, że koniec wojny nie przyniósł natychmiast bezpieczeństwa ani stabilizacji. Dla wielu dzieci okres powojenny oznaczał nowe formy przymusu i kontroli, szczególnie w instytucjach, które deklarowały działanie w ich najlepszym interesie.
W swojej prezentacji „Departing from Krickerhau, Arriving to Handlová: Migration in Childhood Memories of German Expellees and Slovak Settlers” Michal powrócił do mikroświata Handlovej (dawniej Krickerhau), społeczności głęboko naznaczonej przesiedleniami po 1945 roku. Dzięki wywiadom metodą historii mówionej prześledził kontrastujące, a jednocześnie powiązane wspomnienia dwóch grup dzieci: niemieckich mieszkańców zmuszonych do opuszczenia domów z minimalnym dobytkiem oraz słowackich osadników, którzy przybyli, by zająć te same domy.
Poza sesjami naukowymi Michal miał także okazję do osobistego doświadczenia Waszyngtonu. Odwiedził kilka ważnych zabytków i muzeów, które oferowały różne spojrzenia na historię USA i pamięć publiczną. Jednym z najciekawszych momentów wyjazdu był spacer Ghost and Graveyard w Alexandrii, który w ciekawy sposób dodał warstwę opowieści do wizyty w mieście.
Coroczna konferencja ASEEES była okazją do bogatej wymiany naukowej, zdobycia nowych perspektyw i eksploracji kulturowej. Dla Michala była to szansa nie tylko na prezentację własnych badań i naukę od innych, ale również na umiejscowienie historii przesiedleń i pamięci dzieci w szerszym, globalnym kontekście.
spacer Ghost and Graveyard w Alexandrii Mauzoleum LincolnaMichal Korhel i Jakub GałęziowskiMuzeum PalestyńczykówAmerykańskie Muzeum Holokaustu w WaszyngtonieAmerykańskie Muzeum Holokaustu w WaszyngtoniePomnik Waszyngtona
W odcinku #101 podcastu Czechostacja Karolina i Jakub Medek zgłębiają politykę okresu międzywojennego, poglądy Masaryka na temat licznych mniejszości żyjących w Czechosłowacji oraz jego wiarę w to, że możliwe jest stworzenie nie tylko nowego państwa, ale w końcu nowego narodu — Czechosłowaków. Rozmowę wywołało niedawne otwarcie koperty zdeponowanej w Archiwum Narodowym w Pradze: podobno zawierała ostatnie słowa Masaryka, a jej otwarcie stało się spektaklem odsłaniającym narodowe mity.
Poruszają także rolę i wpływ Edvarda Beneša oraz intelektualistów, z którymi Masaryk chętnie debatował, a którzy równocześnie tworzyli jego intelektualną sieć wsparcia.
Znaczna część rozmowy skupia się na rodzinie Masaryka — na tym, jakim ojcem i mężem był Masaryk oraz na kluczowej roli jego żony, Charlotte, Amerykanki o silnej osobowości.
I oczywiście — jak to zawsze w Czechostacji — po drodze zagłębiają się w wiele innych fascynujących tematów.
Zapraszamy do lektury wpisu blogowego Karoliny Ćwiek-Rogalskiej, w którym autorka zastanawia się, jak konstruowany jest obraz Pomorza – zarówno w sposób osobisty, poprzez wspomnienia i emocjonalne więzi, jak i administracyjnie, przez oficjalne granice i polityki terytorialne. Korzystając z własnych doświadczeń, śledzi zmieniające się postrzeganie regionu i proponuje szersze refleksje nad jego współczesnym znaczeniem. Przeczytaj cały wpis, aby zobaczyć, jak prywatne historie splatają się z politycznymi podziałami w tworzeniu miejsca.
[ENG, Polish version below] In this short vignette, Karolina reflects on how Pomerania as a region is constructed, both intimately, by personal memories and affective attachments, and administratively, by official borders and territorial policies. She draws on her own experiences to trace the changing perceptions of the region and to offer some broader reflections on its contemporary meanings.
Wielka Mapa Księstwa Pomorskiego, autorstwa kartografa Eilharda Lubinusa w latach 1610-1618. Domena publiczna.
Jakoś na wysokości Płotów, mój mąż, Michał, z którym jadę akurat do Świnoujścia, mówi: “tutaj to już jest takie bardziej Pomorze Wojtka, nie nasze”. Wojtek to nasz przyjaciel, znamy się od liceum. Zamyślam się, bo faktycznie coś w tym jest. Jarzysław, Truskolas i Modlimowo brzmią obco, chociaż przecież nie wyjechaliśmy wcale z Pomorza, a przecież na pytanie, skąd jesteśmy – odpowiadamy, że z Pomorza właśnie. Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy taka myśl przychodzi mi do głowy. “Moje” Pomorze to ziemia wałecka – tam się urodziłam, tam mieszkałam do matury i tam wróciłam teraz jako badaczka. Niedawno ukazała się moja książka, w której ziemię wałecką potraktowałam jak soczewkę, przez którą przyglądam się procesom zachodzącym na “Ziemiach Odzyskanych”. I załapałam się na tym, że na spotkaniach autorskich w innych częściach Pomorza muszę przecież wyjaśniać słuchaczkom i słuchaczom, może nie od razu gdzie jest Wałcz czy Piła – ale już Jastrowie, Broczyno czy nawet Złotów tak, to bowiem nie jest już wcale takie oczywiste.
Kiedy więc Michał mówi, że to Pomorze, przez które właśnie jedziemy – zapada już lekki zmierzch, horyzont rozmięka od różu przechodzącego w pomarańcz – nie jest takie do końca nasze, nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. Zresztą, pamiętam jeszcze, jak nawet to jego Pomorze, Koszalin i okolice, wydawało mi się na początku dziwne: te wszystkie miejscowości kończące się na “o” trochę mnie śmieszyły, a właściwie nawet nie one, ale to ich nagromadzenie, Niedalino, Będzino, Rekowo. O to odczucie Pomorza pytam Piotra Oleksego, z którym widzę się tego samego dnia w Świnoujściu, autora “Wysp Odzyskanych”, historii Wolina i Uznamu – wysp, które pojawiły się na mapie Polski w 1945 roku. I on się zgadza, że z tym Pomorzem to nie taka prosta sprawa, bo, jak dodaje, wyspiarskie doświadczenie będzie jeszcze inne niż to śródlądowe.
Bo Pomorze, choć przez to “morze” kojarzy się głównie z wybrzeżem, ma całą wewnątrzlądową głębię, o której się zapomina. A przynajmniej zapominają o niej często ciągnący nad morze z innych części kraju (albo zza granicy, bo to przecież coraz popularniejszy kierunek z Czech) turyści, dla których to, co dla mnie celem, jest tylko środkiem do celu. Celem jest Bałtyk. Ale uczciwie będzie dodać, że i we mnie rodzi się czasem pytanie, jak właściwie działa cały ten pomorski inland, Łobez, Świdwin, czy Białogard. Jak ze wszystkimi granicami – tymi osobistymi i tymi na mapach – z tymi pomorskimi też jest problem. Pomorze to ta dziwna kraina, którą tak jak Śląsk, Łużyce czy dawne Prusy podzieliły państwowe granice i porozbijały nowe administracje.
Z jednej strony jest więc Vorpommern w Niemczech, z całym nadbagażem pozostawionym przez NRD – i żartami, że jeśli widzi się tam małe dziecko, pewnie można spokojnie zagadać do niego po polsku, bo Niemcy chętniej się stamtąd wyprowadzają niż przyjeżdżają (świetnie ten klimat schyłku uchwyciła w swojej Szyi żyrafy Judith Schalansky, przełożona na polski przez Kamila Idzikowskiego). Z drugiej zaś jest to polskie Pomorze, dawne Hinterpommern. Ponieważ etnografia to czasami po prostu słuchanie, co mówi się dookoła, przypadkiem słyszę dwójkę młodych ludzi klarujących komuś, po polsku, że są właśnie z Hinterpommern, że szukają historii miejsca sprzed 1945 roku i te granice wydają się im absurdalne. To niemieckie Hinterpommern to dzisiaj to polskie Pomorze, niepewnie rozpięte między Pomorze Zachodnie, Środkowe i Wschodnie.
Może to zachodnie budzi najmniej kontrowersji, bo w końcu jest województwo. I mapa Lubinusa, której kopie wiszą na ścianach urzędów i instytucji – choć kończy się na Machlinach, do Wałcza nie dociera. Ta część dzisiejszego zachodniopomorskiego na dawnej mapie odpowiada używanemu niegdyś odniesieniu: tam, gdzie nie wiadomo, co jest, w białej pustce, żyją lwy. To dość oczywiste, Lubinus rysował mapę dla Filipa II Gryfity i Wałcz go siłą rzeczy interesować nie mógł. Ale wracając do Pomorza Zachodniego: “zachodniopomorskie” zakorzenia się w polszczyźnie po reformie administracyjnej 1999 roku i jakoś w niej osiada, chociaż niektóre części tegoż województwa mają problem z odnalezieniem się w tej “zachodniości”. Choćby i ten mój Wałcz, ciążący przez ostatnie lata przed reformą raczej w stronę Wielkopolski – bo znajdował się w województwie pilskim. A Piła, choć była miastem “odzyskanym”, już 7 lipca 1945 roku znalazła się w województwie poznańskim (dziś jest w wielkopolskim), instytucjonalnie pieczętując swój związek z Wielkopolską. Czy zdarza mi się i dzisiaj słyszeć, że jakie tam z Wałcza Pomorze? Zdarza. “Zachodniopomorskie” nie jest wciąż zupełnie neutralnym bytem w Koszalińskiem, które samo straciło rangę województwa – ten proces wygląda podobnie wszędzie tam, gdzie siedziby urzędów się przeniosły. Trochę nostalgia, trochę historia, trochę jednak żal.
Pomorze Środkowe to już w ogóle oś kontrowersji. Co je niby łączy? Wydaje się, że to faktycznie paradoksalna przestrzeń, w której tym, co łączy, jest brak: wykluczenie komunikacyjne to bolączka regionu. PKS-y jeżdżą tu z rzadka, teren przecinają trasy busów i busików, część linii kolejowych już dawno – albo dopiero co – zamieniono w ścieżki rowerowe biegnące po dawnych nasypach. Dariusz Stola w trakcie naszej debaty na kanwie numeru “Spraw Narodowościowych”, który poświęciliśmy terenom post-przesiedleniowym z różnych perspektyw, zauważył, że może nic tak nie pokazuje zmiany, jak te ścieżki właśnie: krajobraz projektowany dla ludzi, ba, dla całkiem licznej rzeszy ludzi, nagle się wyludnia na skutek przesiedleń, polityki ludnościowej i kryzysu demograficznego. I na Pomorzu Środkowym czuć to może jeszcze wyraźniej niż gdzie indziej.
I jeszcze jeden paradoks łączy Pomorze Środkowe w dziwnej, nieco duchowej przestrzeni: radio. W Polsce regionalne rozgłośnie radiowe mają swoje siedziby, a jakże, w miastach wojewódzkich. Jeden wyjątek: Koszalin. Radio Koszalin, siedemnasta stacja – mam wrażenie, że Pomorze sięga tak daleko, jak daleko da się jadąc samochodem słuchać tego radia. Zwykle sprawdzamy to jadąc z Koszalina na południe, aż jego częstotliwości nie przejmie poznańskie Radio Merkury albo bydgoskie PiK, Pomorze i Kujawy. Tamtego dnia przy rozmowie o Pomorzu udaje nam się dojechać z nim aż na rogatki Świnoujścia. Niczego nie sugeruję.
I jest wreszcie to Pomorze Wschodnie, gdzie znowu administracja kreśli ramy: bo jeśli województwo pomorskie, to przecież Gdańsk, więc jak ktoś mówi “Pomorze”, myśli pewnie właśnie o tym wycinku krzyżujących się granic, Kaszubach, dawnym korytarzu i polskim przedwojennym Pomorzu z punktem Wolnego Miasta i budującej się Gdyni na północy. Jeśli spojrzeć na mapę międzywojennej Polski, sprawa się jednak komplikuje: stolica województwa pomorskiego wcale nie była w polskiej Gdyni – nie tylko dlatego, że miasto, jak to się mówi, właśnie wyłaniało się z morza, ale dlatego, że za części Pomorza uważano także ziemię chełmińską i michałowską. Stolica była więc – w Toruniu. To Pomorze sięga więc niekiedy aż po Kujawy – zdaniem międzywojennych Niemców: Pomerelia nie Pomerania, małe Pomorze, Pomorzątko. Dawne granice mają dzisiaj zaskakujące skutki. Zagadnięty o dziwne położenie miejskiego dworca – poza centrum, po drugiej stronie Wisły – toruński taksówkarz ze śmiechem wyjaśnia mi, że to dlatego, że właściwe tory są po stronie pomorskiej, “a my”, mówi, “jesteśmy tutaj na Kujawach”. Pomorze przecina międzywojenną stolicę Pomorza na pół.
Pomorze to Pomorze. Chyba że nie. Administracyjne granice nie służą jako wyjaśnienie, są raczej wycinkiem w czasie, jak przypis skonstruowany tylko na chwilę. Paradoksalnie jeszcze bardziej pokazują zmienność tutejszych granic – nie zawsze zupełnie jasnych, z powidokami dawnych miejsc i czasów. Dlatego numer kierunkowy ostatnich telefonów stacjonarnych w Resku dalej wskazuje na jego połączenie z Gorzowem bardziej niż ze Szczecinem. Historia Pomorza jest wiecznie niedomknięta, w prześwicie między kolejnymi jej wersjami widać zarysy następnych form. Trochę jak w przesmyku między jeziorami Żerdno i Drawsko, przez który biegnie dziś droga 163, a kiedyś była kolejna granica, za którą kończyła się Polska.
Bo może każdy ma swoje Pomorze, które raz kuli się, a raz rozpycha na mapie, rozmyte w przestrzeni, wyraźne w wyobraźni, gdzie nazwy brzmią swojsko, aż nagle przestają.
W najnowszym numerze czasopisma Acta Universitatis Carolinae – Studia Territorialia znajduje się artykuł autorstwa Magdaleny Bubík, pt. „Cieszyn Friendship Bridge and its ghosts: the changing role of a bridge that unites and divides two countries”.
Artykuł Magdaleny analizuje zmieniającą się symboliczną i społeczną rolę Mostu Przyjaźni w Cieszynie – mieście podzielonym między Polskę i Czechy przez rzekę Olzę. Dawniej element strefy granicznej o charakterze militarnym, dziś most stanowi przestrzeń pamięci, pojednania i codziennej transgranicznej wymiany. Wykorzystując wywiady, autoetnografię, materiały archiwalne oraz analizę mediów, autorka pokazuje, jak przełomowe wydarzenia polityczne – od upadku komunizmu, przez integrację europejską, po pandemiczne zamknięcie granic – odcisnęły się na krajobrazie i znaczeniach tego miejsca. Wprowadzając perspektywę hauntologii, artykuł bada „duchy mostu”: wspomnienia, opowieści i miejskie ślady, które współtworzą lokalną tożsamość i ukazują, jak sporne historie nadal wpływają na poczucie przynależności.
W ubiegłą środę, tuż po polskim Święcie Niepodległości, nasz zespół spotkał się, aby wspólnie omówić książkę Spectral Borders: History, Neighbourliness and Discord on the Polish-Belarusian Frontier autorstwa Aimée Joyce (Sean Kingston Publishing, 2024). Spotkanie zaowocowało gorącą wymianą zdań na temat głównych tez i metod zastosowanych w książce.
Dyskusję rozpoczęliśmy od krótkiej rundy pierwszych wrażeń dotyczących treści książki, po czym przeszliśmy do otwartej rozmowy o jej kluczowych tematach. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób podejście autorki odnosi się do naszych badań oraz rozważaliśmy, jak idee zawarte w książce mogą wpłynąć na nasz projekt. Szczególną uwagę poświęciliśmy temu, jak tekst podejmuje kwestie widm, wizji pogranicza oraz etycznych wyzwań związanych z anonimizacją i prezentacją badań terenowych. Na przebieg naszej debaty wpłynął fakt, że dwie członkinie zespołu (Karolina i Karina) prowadziły również badania terenowe na wschodnich pograniczach Polski. Rozmawialiśmy o tym, jak nasza pozycja badawcza i relacja z regionem wpływają na sposób, w jaki odczytujemy książkę.
Rozmowa zakończyła się refleksjami nad tym, w jaki sposób publikacja ta wnosi wkład w toczące się dyskusje dotyczące hauntologii jako metafory, metody i ramy teoretycznej. Ogólnie rzecz biorąc, spotkanie stało się przestrzenią do wspólnego namysłu nad tym, jak nauka i badania rozwijają się poprzez czytanie i dyskusję w dialogu.