Przejdź do treści

Angelika Zanki

Libereccy (nie)domownicy

[ENG, Polish version below] My home or not my home? Inspired by the exhibition ”Liberec versus Jablonec” at the Severočeské Muzeum [North Bohemian Museum] in Liberec – and especially by an old map covered with countless stickers – Magdalena Bubík reflects on what it means to be and feel “at home” in a place where almost the entire population has been replaced.


Co właściwie znaczy “czuć się jak w domu” i co sprawia, że  nazywamy dane miejsce “swoim domem”?

Podczas majowych badań w Libercu (niem. Reichenberg), natrafiłam na informację o wystawie w Severočeským Muzeum w Libercu. Już samo muzeum jest ciekawą przestrzenią: założone w drugiej połowie XIX wieku, to najstarsza w Czechach placówka  specjalizująca się w gromadzeniu eksponatów o charakterze artystyczno-przemysłowym. Po II wojnie światowej – wraz ze zmianami demograficznymi związanymi z wysiedleniem Niemców i napływem nowych mieszkańców – zmieniła się też kolekcja muzeum. Budowla autorstwa architektów Friedricha Ohmanna i Hansa Grisebacha gromadzi więc dzisiaj dzieła z zakresu regionaliów, archeologii i nauk przyrodniczych. Wystawa czasowa, która szczególnie zwróciła moją uwagę, właśnie dobiegała końca, dlatego uznałam, że nie mogę zwlekać. Zdecydowałam się odwiedzić ją już następnego dnia.

Fig. 1 Wystawa “Liberec versus Jablonec” w Muzeum Północnych Czech w Libercu (czes. Severočeské Muzeum v Liberci), fot. Magdalena Bubík, 2025

Zaraz po wejściu przywitał mnie ogromny napis, zwiastujący początek wystawy pt. “Liberec versus Jablonec” (Fig. 1). Te dwa miasta w północnych Czechach leżą na tyle blisko siebie, że łączy je nawet linia tramwajowa i  istnieje między nimi długa tradycja żartobliwej rywalizacji. Dla porządku dodam, że Liberec jest znacznie większy. Ekspozycja, autorstwa historyka i kuratora Lubora Laciny, miała na celu przedstawienie obu miast i porównanie ich, poprzez omówienie  m.in. takich kwestii jak patroni miast, ratusze, szpitale, publiczne łaźnie czy cmentarze. Pod koniec wystawy zwiedzający miał zdecydować, które miasto bardziej go przekonało, “głosując” na nie poprzez wrzucenie żetonu do odpowiedniego pojemnika. Sądząc po ilości żetoników w pojemniku, w tej bitwie większe sukcesy – stan na dzień mojej wizyty – odnosił Liberec.

Chciałam zobaczyć wystawę, ponieważ ciekawiło mnie, jakie wątki zostaną wybrane przez autorów. Nie ukrywam, że miałam spore nadzieje, że będzie tam poruszona kwestia religijna. Ze smutkiem, ale zgodnie z oczekiwaniami, stwierdziłam, że ewangelickie kościoły w obu miastach potraktowano bardzo po macoszemu, poświęcając każdemu zaledwie po kilka słów. Kontynuując oglądanie wystawy, dotarłam do ostatnich tablic, stojących w samym rogu pomieszczenia. Docierali tam tylko najbardziej wytrwali zwiedzający. Był to kącik poświęcony czasom, kiedy zastanawiano się nad całkowitą przebudową centrum obu miast, w których – jak zaznacza autor – nie zostałby przysłowiowy kamień na kamieniu. Takie “szalone wizje”, słowami autora, wysnuwali zwolennicy reżimów totalitarnych: najpierw hitlerowcy względem Liberca, a później komuniści wobec Jablonca nad Nisou (niem. Gablonz an der Nieße). Zaraz obok zaś stała niemiecka mapa obu miast, pokryta okrągłymi jasnymi naklejkami z logiem muzeum (Fig. 2).

Fig. 2 Mapa Gór Izerskich (czes. Jizerské hory) z wyszczególnieniem Liberca i Jablonca, autorstwa Josefa Matouschka, fot. Magdalena Bubík, 2025

Na ścianie wisiało zadanie dla zwiedzającego: jeśli pochodzisz z Liberca albo Jablonca, zaznacz naklejką swoje miejsce zamieszkania. Pod spodem znalazła się uwaga o tym, że jest to stara mapa, więc niektóre dzielnice mogą na niej jeszcze nie istnieć. Zaciekawiła mnie jednak druga notka, która mówiła o tym, że niemieckie nazwy dzielnic w dzisiejszym – czeskim – brzmieniu można znaleźć w przygotowanej wcześniej podpowiedzi. Przekierowałam wzrok na ową podpowiedź, gdzie wypisane były niemieckie nazwy dzielnic i ich czeskie tłumaczenia, jak na przykład Maffersdorf, czyli dzisiejsze Vratislavice nad Nisou, dalej Rosenthal I, czyli Růžodol I czy Starý Harcov w niemieckim brzmieniu Alt-Harzdorf. Patrzyłam na różnice w pisowni, w nazewnictwie i zastanawiałam się nad tymi zmianami. Ciągle jednak mój wzrok powracał do nagłówka: Jak nasze domy nazywały się wcześniej (oryginalnie po czesku: Jak se naše domovy jmenovaly dříve)? (Fig. 3)

Fig. 3 Fragment wystawy, fot. Magdalena Bubík, 2025

To zdanie utkwiło mi w głowie i nawet po wyjściu z wystawy nie mogłam przestać się nad nim zastanawiać. Jak to jest możliwe, że “nasze” domy mogą być dla nas na tyle nieznajome, że nie potrafimy odnaleźć ich na mapie? “Nasze” domy, czyli miejsca w których mieszkamy nie tylko my, ale mieszkali bardzo często też nasi rodzice czy dziadkowie. Jak to więc możliwe, że tak trudno nam je zlokalizować, że nie znamy ich nazw, skoro są “nasze”? I dlaczego użyto akurat tej dawnej, niemieckiej mapy, skoro stare, albo po prostu wcześniejsze nazwy, mogą stanowić problem dla zwiedzającego? Zastanawiałam się też, co sugeruje to słowo: “wcześniej”?

Wychodząc z muzeum, miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Zdecydowałam się więc przysiąść na kawę w galerii naprzeciwko, dawnych neorenesansowych miejskich łaźniach cesarskich Franciszka Józefa (niem. Kaiser-Franz-Joseph-Bad) z początku XX wieku, aby zapisać swoje przemyślenia. Zastanawiałam się nad tym, jak to jest nie znać “swojego”, bo przecież samo “nasze” sugeruje, że jest to coś, z czym jesteśmy dobrze zaznajomieni, tym bardziej jeśli mówimy o domach. Czujemy, że są one cząstką nas samych. Dom to nie tylko miejsce, w którym śpimy czy spożywamy kolację, ale często jest to też nasze schronienie, z którym tworzymy szczególną więź – kształtowaną przez codzienne doświadczenia, wspomnienia i emocje.

Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego, a dokładnie z Cieszyna. Już kilka razy pisałam o tym mieście też na naszym blogu (zainteresowanych odsyłam tutaj i tutaj). Moja mama prawie całe życie żyła w domu, w którym i ja mieszkałam aż do czasu studiów. Moja dzielnica, Kontešinec, przez mieszkańców nazywana po prostu Konteszyńcem, rozciąga się pomiędzy rzeką Olzą, granicą z Polską, a Sadami Masaryka. Leży na terenie dawnych koszar wojskowych, podczas drugiej wojny światowej zamienionych w niemiecki obóz jeniecki, w pobliżu  zaś stoi neogotycki kościół Najświętszego Serca Jezusowego z końca XIX wieku. W dzieciństwie ta dzielnica była dla mnie wszystkim – znałam każdy jej zakątek, każdego sąsiada, a nawet dźwięk szczekania jego psa, kiedy ktoś przechodził koło jego ogrodu. Pamiętam bunt mieszkańców dzielnicy, kiedy władze miasta zdecydowały się wyciąć drzewo, które rosło tam latami, dzięki czemu zaczęło pełnić dodatkową rolę: słupa ogłoszeniowego, informującego o ważnych wydarzeniach, w tym też śmierci kogoś z sąsiadów. Znałam dzielnicę na wskroś, a więc kiedy byłam starsza, z chęcią wczytywałam się w stojące nad brzegiem rzeki tabliczki mówiące o jej historii. Wszystko tam wydawało i dalej wydaje mi się moje, ponieważ nasz dom zbudowali dziadkowie kilka lat po ślubie i od razu zamieszkali tam z moją dwuletnią mamą. Wcześniej też nie mieszkali daleko, ponieważ obie strony mojej rodziny pochodzą ze Śląska Cieszyńskiego i tam mieszkają. Niekiedy żartuję, że jesteśmy w tym regionie “od zawsze”. To jeden z powodów, dla których cały ten region postrzegam jako swój, mój, nasz. Dlatego tak bardzo trudno było mi zrozumieć, jak można nie znać swojego domu, dzielnicy, miasta?

O tym, dlaczego zmieniono nazwy dzielnic z niemieckich na czeskie, sama wystawa mówiła bardzo mało. Autor niemalże pominął informację o tym, że po drugiej wojnie światowej w obu miastach dosłownie wymieniono mieszkańców – ludność niemiecka została wysiedlona, a na jej miejsce przyszli ludzie z różnych stron Czechosłowacji i nie tylko. Dlatego też niemieckie nazwy przestały być używane i weszły w obieg ich czeskie odpowiedniki. Zawartego w nagłówku słowa dříve, po polsku “dawniej”, autor nie wytłumaczył w ogóle, a więc zwiedzający niezaznajomieni z miejscową historią mogli się tylko zastanawiać, dlaczego doszło do takich zmian. A tak naprawdę to dříve oznacza przecież właśnie okres, kiedy na tych terenach żyli przede wszystkim Niemcy.

No i ta dawna, niemiecka mapa – po co ona w ogóle komu? To kartograficzne dzieło autorstwa Josefa Matouschka (1867–1945) zostało wydane w 1927 roku przez Niemieckie Stowarzyszenie Górskie Gór Jesztedzkich i Izerskich (czes. Německý horský spolek pro Ještědské a Jizerské hory, niem. Deutscher Gebirgsverein für Jeschken- und Isergebirge). Matouschek, będący aktywnym członkiem tego stowarzyszenia, angażował się również w budowę górskiego hotelu na szczycie Ještědu, który spłonął w latach 60. XX wieku. Na jego miejscu wybudowano nowy obiekt – nowoczesną konstrukcję łączącą funkcje hotelu i nadajnika telewizyjnego – dziś uznawaną za jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Liberca. Ale dlaczego autor użył jego mapy, skoro założył, że i tak prawie nikt nie zna starych niemieckich nazw i mogą one stanowić problem dla zwiedzających – tak odczytuję to, że zamieścił również tablicę pokazującą, jaka niemiecka nazwa zmieniła się w którą czeską. W dodatku część dzielnic w ogóle nie jest na niej zaznaczona, bo jeszcze nie istnieją. Potencjalnie: same problemy dla zwiedzających. Dlaczego więc autor nie zdecydował się dać nowszej, czeskiej mapy, gdzie każdy mógłby znaleźć swój dom? Co autor chciał przez to pokazać? A może chciał wpleść w wystawę jakiś ciekawy, lekko “egzotyczny” wątek: mapa w obcym języku. Taka sytuacja miałaby sens na przykład w przypadku łaciny.

Jednak niemiecki na tych terenach ma inne znaczenie – ma swoją historię, jest nośnikiem wspomnień, nowych początków dla mieszkańców, którzy przybyli tutaj po wojnie, ale często też przypomina o zadawanych sobie nawzajem ranach, krzywdach i nienawiści. Nie bez powodu ta mapa stoi koło planów Adolfa Hitlera o zniszczeniu miasta, ponieważ bardzo często to właśnie z nim są kojarzeni wszyscy Niemcy – przenosi się na nich winę zbiorową, stereotypizuje jako zbrodniarzy, wyznających tę samą ideologię, nie dostrzegając różnicy poglądów. Bez znaczenia pozostaje to, że sudeccy Niemcy byli Niemcami czeskimi. To tutaj żyli przez wieki, to tutaj mieli swoje domy, które im potem odebrano i dano innym – nowym właścicielom. Autor prawie nie porusza ich tematu w tej wystawie, a jednak większość wystawionych eksponatów jest w języku niemieckim. A więc czy autor chciał tym gestem pokazać, że również Niemcy kiedyś czuli się i byli tutaj w domu? Wcześniej niż niektórzy z tych, którzy mogli na mapie szukać “swoich” domów?

Moje własne silne przywiązanie do domu na Śląsku Cieszyńskim przypisuję po części temu, że moi przodkowie żyli tam przez wieki, ale czy to oznacza, że jedynie wielowiekowe przywiązanie do danego skrawka ziemi pozwala nazywać go swoim domem? A co z osobami, które przeprowadziły się albo żyją właśnie w badanym przeze mnie Libercu, czyli mieście post-przesiedleniowym – mieście, w którym jedni mieszkańcy zostali wymienieni na drugich. Mieszkają tam całe swoje życie, tak samo jak ich rodzice czy dziadkowie – czy oni nie mają prawa nazywać domu, w którym się urodzili bądź żyją, swoim? Jest to może – przynajmniej w moim odczuciu – trochę inny dom, niż w Cieszynie, ale każdy dom posiada swoją specyfikę. Ten w mieście post-przesiedleniowym, oprócz specyfiki danego regionu, może odznaczać się całą gamą innych czynników. Niemcy opuścili swoje domy, a na ich miejsce przyszli inni domownicy, jednak nie zamieszkali tych domów, po prostu kontynuując życie wcześniejszych domowników – przynieśli też coś od siebie, z terenów, z których przybyli, łącząc to z tym, co zastali. Razem z rzeczami, śladami swojej i obcej przeszłości, tworzyli swoje własne domy. Ale i z Cieszyna wysiedlono jego niemieckich mieszkańców. Proste podziały nie oddają złożoności historii “naszych domów”.

Teraz zatem, w tych domach, w których kiedyś mieszkali Niemcy, żyją inni. Tacy, którzy znają historię swojego miasta lub też nie mają o niej pojęcia. Tak więc odczytuję intencję autora: chęć pomocy w tym, by odnaleźli swoje domy na niemieckiej mapie. Takie odczucia i takie trudności mogą mieć ludzie żyjący na terenach, gdzie doszło do wymiany takiej ogromnej liczby ludności. To jest też powód, dlaczego tak bardzo chcę dalej poznawać te tereny. Wiele pytań rodzi we mnie fakt, że tyle osób z Liberca i Jablonca przykleiło naklejkę na miejscu swoich domów – mimo że ich doświadczenie jest odmienne od mojego, a nowe więzi z miejscem wytwarzane są na Liberecku dopiero od osiemdziesięciu lat. Sięgają jednak i do historii przed 1945 rokiem, o czym może świadczyć ta dawna, niemiecka mapa. Chcę rozmawiać z tymi ludźmi, aby zrozumieć, w jaki sposób oni patrzą na swoje domy, w których jeszcze nie tak dawno, zaledwie 80 lat temu, żyli inni domownicy. Chcę zrozumieć, czy chcą poznawać swoje domy, dzielnice, otoczenie i co zmieniło się w tych domach od przejęcia ich przez nowych domowników. I wreszcie: chcę zrozumieć, co składa się na to, że oni postrzegają swoje domy jako swoje, o czym świadczy ta ilość naklejek na mapie oznaczająca “nasze” domy. To także pytania ważne dla mnie samej, pomagającej i mnie zrozumieć lepiej “mój” dom.

Fig. 4 Mapa z zaznaczonymi “naszymi” domami w Libercu, fot. Magdalena Bubík, 2025

Magdalena Bubík

Nowy wpis blogowy (w języku polskim). Libereccy (nie)domownicy

W swoim najnowszym wpisie na blogu Magdalena Bubík czerpie inspirację z wystawyLiberec versus Jablonec” w Severočeské Muzeum [Muzeum Północnych Czech] w Libercu. Poruszona widokiem starej mapy pokrytej niezliczonymi naklejkami, autorka zgłębia złożone warstwy pamięci, przynależności i tożsamości związane z miejscem, które przeszło niemal całkowitą wymianę ludności. Co to znaczy czuć się „u siebie”, gdy przeszłość i teraźniejszość zdają się mówić różnymi językami?

Wpis na blogu znajdą Państwo tutaj.

Seminarium wewnętrzne: aktualne czeskie badania dotyczące dawnych niemieckich miejsc i cmentarzy opublikowane w międzynarodowych czasopismach

Tym razem bez Michala — członkinie naszego zespołu postanowiły omówić aktualne czeskie badania naukowe dotyczące dawnych niemieckich cmentarzy, opublikowane w tym roku w międzynarodowych czasopismach. Badaczki spotkały się online, aby przedyskutować artykuł pt. „Institutionalised amnesia? Exploring geographies of memory and the care of German graves in Central Europe: insights from the Czech Republic” autorstwa Lukáša Novotného, badacza z Uniwersytetu Jana E. Purkyně w Uściu nad Łabą oraz artykuł „Reanimation of abandoned places: three case studies from Czechia” autorstwa zespołu czeskich naukowców.

Novotný koncentruje się na ochronie dawnych niemieckich cmentarzy w Czechach i przeprowadził wywiady z burmistrzami oraz specjalistami. Jego dane pokazują, że opieka nad cmentarzami to nie tylko kwestia polityki międzynarodowej i ideologii, ale także codziennego zarządzania, które jest trudne dla małych czeskich gmin.

Badanie Kreisslovej i zespołu autorów to porównawcza analiza trzech przypadków opuszczonych i zniszczonych dawnych niemieckich wsi w Czechach oraz oddolnych działań na rzecz ich odbudowy lub upamiętnienia. Skupiają się na alternatywnych praktykach ochrony dziedzictwa i wysuwają hipotezy, jak mogą one inspirować refleksję nad opuszczonymi miejscami w innych regionach.

Oba teksty zainspirowały nas do pisania o regionie, a ponieważ zostały opublikowane w modelu open access, zachęcamy Was do zapoznania się z nimi.

Jednocześnie zapraszamy do bliższego zapoznania się z tematem i przeczytania informacji o ostatnich badaniach terenowych Kariny, która opisuje, jak grupa wolontariuszy opiekuje się zniszczonym cmentarzem dawnych niemieckich mieszkańców wsi Čermná (niem. Leukersdorf) koło Ústí nad Labem (niem. Aussig).

Wandelust: pamięć i artystyczne zaangażowanie na czeskim pograniczu – raport z badań terenowych Kariny Hoření

W ramach swoich badań terenowych Karina Hoření wzięła w połowie października udział w wydarzeniu Wandelust, zorganizowanym przez artystkę Lucie Králíkovą.

Od kilku lat grupa wolontariuszy opiekuje się zniszczonym cmentarzem dawnych niemieckich mieszkańców wsi Čermná (niem. Leukersdorf) koło Ústí nad Labem (niem. Aussig). Inicjatywa ta, podobnie jak wiele innych na czeskich pograniczach, jest wyjątkowa, ponieważ oprócz prac porządkowych przy grobach obejmowała także artystyczny performance w lokalnym opuszczonym kościele.

Wydarzenie to, wykorzystujące specyficzną nekromantyczną atmosferę porzuconych obiektów sakralnych w dawnych niemieckich regionach przygranicznych i jednocześnie ją estetyzujące, przyciągnęło różnorodną publiczność.

Spotkali się tu studenci szkół artystycznych, okoliczni mieszkańcy, słowacki pisarz, a także dwoje etnologów badających pogranicze – wszyscy wspólnie wyrywali chwasty i sadzili nowe kwiaty.

To wydarzenie pokazuje, w jaki sposób czeska pamięć zbiorowa wykształciła formy upamiętniania niemieckiej przeszłości – oraz kim są aktorzy, którzy ten proces współtworzą.

Michal Korhel na międzynarodowej konferencji w mieście Kutná Hora w Czechach

Michal Korhel miał ostatnio przyjemność uczestniczyć w międzynarodowej konferencji „Das ‘Erbe’ – Praktiken und Akteure in grenzüberschreitender Perspektive”, zorganizowanej przez Niemiecko-Czeską i Niemiecko-Słowacką Komisję Historyków. Wydarzenie odbyło się w dniach 8–11 października w historycznym mieście Kutná Hora w Czechach.

Podczas swojego wystąpienia pt. „Die Geister von Hauerland: Deutsches Erbe der Region Oberes Neutra seit 1945” Michal podzielił się wynikami badań nad regionem Hauerland w środkowej Słowacji — obszarem, który niegdyś zamieszkiwała ludność niemieckojęzyczna, a który uległ głębokim przemianom po 1945 roku. W oparciu o badania etnograficzne, historię mówioną oraz kwerendy archiwalne, analizował, jak materialne ślady niemieckiego dziedzictwa przetrwały w niejednoznacznych formach – jako fragmenty balansujące między obecnością a nieobecnością, nawiązujące do koncepcji hauntologii.

Wystąpienie wywołało żywą dyskusję na temat zastosowania hauntologii w interpretacjach historycznych, roli lokalnych aktorów w kształtowaniu kultury pamięci oraz kwestii winy w powojennych relacjach między Niemcami a osadnikami. Michal otrzymał również cenne wskazówki dotyczące dalszych kierunków badań – w tym sugestię o miejscu, które rzekomo jest dosłownie nawiedzane przez niemieckie duchy.

Michal składa serdeczne podziękowania organizatorom oraz wszystkim uczestnikom za inspirujące rozmowy, krytyczne pytania i owocną wymianę myśli podczas tych dni w Kutnej Horze.

Ponowne spojrzenie na Ziemie Odzyskane: prezentacja Karoliny Ćwiek-Rogalskiej w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk

9 października Karolina zaprezentowała swoją pracę dotyczącą polskiej części badań podczas seminarium Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Jej wystąpienie koncentrowało się na metodologicznych wyzwaniach związanych z pracą z hauntologią — zarówno w badaniach archiwalnych, jak i w etnograficznym terenie. Omówiła mało zbadany temat drugiego pokolenia osadników, a także kwestie metodologiczne pojawiające się podczas pracy z archiwami nieinstytucjonalnymi, takimi jak materiały przechowywane prywatnie w domach rodzinnych, a nie w publicznych repozytoriach. Karolina zastanawiała się również nad tym, w jaki sposób przestrzenie — podobnie jak przedmioty — podlegają procesom resemantyzacji, zyskując nowe znaczenia poprzez użytkowanie, pamięć i codzienną praktykę.

Dyskusja, która nastąpiła po prezentacji, koncentrowała się zarówno na kwestiach metodologicznych, jak i teoretycznych, w tym na roli faktu i domysłu w opowiadaniu historii oraz na specyficznych trajektoriach historycznych dawnych terytoriów niemieckich włączonych do Polski po 1945 roku.

Karolina wyraża wdzięczność organizatorom za zaproszenie oraz za bogatą i inspirującą dyskusję, która pogłębiła metodologiczny dialog w ramach naszego projektu.

Debata „To, co zostało. Doświadczanie historii w post-migracyjnej Europie Środkowej”

8 października 2025 roku w warszawskim „Dużym Pokoju” odbyła się debata zatytułowana „To, co zostało. Doświadczanie historii w post-migracyjnej Europie Środkowej”. Dyskusja została zainspirowana najnowszym numerem czasopisma Sprawy Narodowościowe. Seria nowa, który został zredagowany przez Karolinę Ćwiek-Rogalską i Michala Korhela (link do wstępu redakcyjnego) i koncentruje się na tematyce pamięci, tożsamości i dziedzictwa w regionach dotkniętych przymusowymi migracjami. Numer zawiera również teksty oparte na badaniach prowadzonych w ramach projektu ERC Spectral Recycling.

Karina Hoření, Magdalena Bubík oraz Michal Korhel przyjrzeli się temu, jak pamięć i historia są doświadczane z różnych perspektyw: Karina omówiła budowanie tożsamości narodowych i napięcia etniczne w Pierwszej Republice Czechosłowackiej; Michal zbadał rolę teatru na Słowacji w ożywianiu pamięci o wysiedlonych społecznościach niemieckich; Magdalena w recenzji skupiła się na emocjonalnym i historycznym znaczeniu codziennych przedmiotów w powojennych polskich miastach.

W wydarzeniu wzięli udział badacze i badaczki: Kamila Fiałkowska (Uniwersytet Warszawski), Agata Tumiłowicz-Mazur (New York University) oraz Dariusz Stola (Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk). Debatę moderowała Karolina Ćwiek-Rogalska, kierowniczka projektu ERC StG Spectral Recycling oraz współredaktorka naczelna Spraw Narodowościowych.

Uczestnicy i uczestniczki zastanawiali się, czym jest doświadczanie historii i co z niej pozostaje w naszej codzienności. Rozważali naturę pamięci oraz złożone powiązania między biografiami jednostkowymi a historią zbiorową.

Dziękujemy wszystkim za obecność, inspirujące pytania i wartościową rozmowę!

Uczestnicy i uczestniczki spotkania, zdjęcia: Wiktoria Nylec

Po wakacyjnej przerwie. Refleksje z badań terenowych

Podczas naszego pierwszego seminarium po letniej przerwie omówiliśmy nadchodzące tematy na ten semestr, a przede wszystkim wymieniliśmy się doświadczeniami z ostatnich miesięcy badań terenowych. Znaczna część naszej pracy w tym sezonie odbywała się na Słowacji, która naturalnie stała się głównym punktem naszej rozmowy.

Karina rozpoczęła spotkanie refleksjami ze swoich badań terenowych na Słowacji, koncentrując się na napięciach między dwoma odmiennymi nurtami lokalnej pamięci: upamiętnieniem niemieckiej przeszłości a wspominaniem Słowackiego Powstania Narodowego. Jej obserwacje doprowadziły do szerszej dyskusji o pozycji etnografa w terenie — o tym, jak badacze są postrzegani przez lokalnych mieszkańców oraz jak takie czynniki, jak płeć czy wygląd, mogą wpływać na to postrzeganie. Ponieważ kwestie te wciąż pozostają niedostatecznie opracowane teoretycznie w naszej dziedzinie, rozmowa poruszyła istotne pytania metodologiczne i etyczne.

Michal również podzielił się spostrzeżeniami z pobytu na Słowacji, przedstawiając, jak podchodził do zagadnienia pamięci poprzez praktykę chodzenia, nawiązując do swoich wcześniejszych doświadczeń z Czech, o których pisał w jednym z postów na blogu. Odtwarzając fragmenty szlaku Słowackiego Powstania Narodowego, badał, w jaki sposób ruch i zmysłowe zaangażowanie mogą przyczynić się do zrozumienia pamięci zakorzenionej w miejscu. Jego prezentacja zainspirowała wspólną refleksję nad dostępnością w badaniach terenowych: które przestrzenie i społeczności są dla nas otwarte, które pozostają zamknięte oraz jak te dynamiki mogą się łączyć z szerszymi procesami depolityzacji niemieckiej przeszłości.

Karolina przedstawiła swoje trwające badania na Pomorzu, gdzie kończy obecnie pracę terenową. Skupiła się na współpracy z Muzeum Ziemi Wałeckiej, w ramach której uczestniczy w przygotowaniu wystawy — zarówno jako część swojego zaangażowania etnograficznego, jak i obowiązków członkini rady naukowej muzeum. Jej refleksje podkreśliły powiązania między badaniami naukowymi, praktyką kuratorską a współpracą instytucjonalną.

Choć Magdalena nie mogła wziąć udziału w spotkaniu osobiście, przesłała pisemne sprawozdanie ze swoich badań terenowych w północnych Czechach. W ostatnich miesiącach jej praca śledziła ścieżki obiektów związanych ze społecznościami protestanckimi, badając, w jaki sposób materialne ślady pośredniczą w procesach pamięci i przynależności w regionie.

Seminarium okazało się cenną przestrzenią ponownego spotkania po wakacjach i refleksji nad tym, jak nasze indywidualne doświadczenia terenowe ze sobą współbrzmią. Dyskusje ujawniły tematyczne ciągłości w naszych projektach — od polityki pamięci i dziedzictwa lokalnego po pozycję badacza w tych splecionych krajobrazach.

Dycky Most do budoucnosti

[ENG, Czech version below] Karina Hoření recounts her visit to the archive in Most,a city in northern Czechia, through the lens of critical archival studies. She traveled to this city, which has a complex history of displacement—following the expulsion of German-speaking inhabitants, the historic town was destroyed in the 1970s for coal mining—to search for archival materials related to the German history of North Bohemian industry. 

During her research, she examined identification cards of women from the Soviet Union who had been forced labourers in a carpet factory in Maffersdorf/Vratislavice nad Nisou. As she handled these cards, the photographs of two women detached, making it impossible to connect the faces to their names. This incident prompted Karina to reflect on how archives are often viewed as repositories of impersonal, factual knowledge, while in reality, they are shaped by specific individuals and events. When describing the visit, he also notes the places, people, and atmosphere at this institution, as well as how they contribute to and shape knowledge production in the archives.


V našich textech často píšeme o archivech (aspoň já to tak dělám), které navštěvujeme v rámci svého výzkumu. Píšu nejen o tom, co jsem tam našla, ale i jaká zkušenost to je a jací lidé je obývají. Jsou to totiž fascinující místa, mimo naší každodenní zkušenost, se svými specifickými pravidly, záhadnými pro ty, kteří je nenavštěvují denně – spousta starých formulářů, nekde musíte mít rukavice, jinde ne, někde můžete dostat pět krabic dokumentů denně, jinde jen tři. Jsou to veřejné instituce na okraji veřejného zájmu, často jsou to zvláštní časové kapsy z jiných dob, kde se mohou ukrýt lidé, kteří, upřímně, mívají raději papíry než jiné lidi. Návštěva archivu je vždy dobrodružství. Nikdy nevíte, na co v krabicích, které vám ten den neochotně vydají, najdete. Podivná zakoutí, starobylé šatny a zvyky každého archiváře a archivářky jsou součástí tohoto dobrodružství a někdy, když si omylem objednáte špatné krabice (prý jsou i takové historičky), je to to nejdůležitější, co v archivu ten den objevíte.

Archivy se snaží tvářit, že jsou jen technicistní úložiště dokumentů, které neovlivňují lidské vášně nebo ideologie. Náš oblíbený francouzský filozof Jacques Derrida v eseji Archive Fever  “Archivní horečka” ukazuje, v čem jsou vždy formovány jak ideologií, tak představami zaměstnanců o tom, co je důležité [1]. Archivní obrat, který Derrida podnítil, je snaha popsat archivy nikoliv jako úložiště abstraktního vědění, ale jako místa, kde se vědění vytváří i proměňuje – nejen skrze praktiky ukládání, třídění a skartace, ale také skrze to, kde jsou archivy umístěné, kdo v nich pracuje a kam vás usadí [2]. Následující příspěvěk je popis toho, jak jako stoupenkyně archivního obratu intepretuji svoji výpravu do archivu v Mostě.

 I když se snažím bojovat proti stereotypnímu zobrazení pohraničí, jak ho reprodukoval třeba seriál “Dycky Most!” České televize z roku 2019, stejně mne pokaždé zarazí, jakou specifickou atmosféru tohle severočeské město vyzařuje. Možná je to i estetická odlišnost, původní Most byl z velké části zničen kvůli povrchové těžbě uhlí a současné město bylo postavené v sedmdesátých letech v modernistickém stylu. Tuto proměnu, její předpoklady a důsledky popisuje historik Matěj Spurný ve své knize “Most do budoucnosti” [3]. Protože mu chybí historické jádro, které mají ostatní středoevropská města a vždycky se tu těžko orientuji a to že je zrovna hustá mlha mi moc nepomohlo. 

Tentokrát jsem se vypravila daleko od svého Liberecka a jeho místního archivu, kde už znám zvláštnosti všech zaměstnanců. Až v Mostě jsou totiž uložené dokumenty k historii továrny Ginzkey Decken und Teppichfabrik Maffersdorf – Ginzkeyho továrny na deky a koberce, Vratislavice nad Nisou. Archiválie k severočeským průmyslovým podnikům jsou totiž  často uloženy v archivu Most-Velebudice. Ten je pouze pobočkou místního okresního archivu, nemá ani pravidelné otevírací doby, musela jsem se domluvit. Průmyslové dědictví, které hledám, se pohybuje na hranici mezi něčím speciálním a zapomenutým. Ukazuje to i umístění archivu, který není v části města naprojektované k bydlení a pohybu, ale v průmyslovém zázemí, blíže k díře uhledného dolu, kousek od tramvajového depa, na křižovatce ulic Dělnické a Stavebníků. K archivu ani nevede chodník. 

Budova archivu Most-Velebudice. Fot. Karina Hoření

Sídlo archivu je bývalá budova Mosteckých severočeských dolů. Na tuto průmyslovou minulost, nebo spíš postindustriální zašlou slávu, odkazují fotky rypadel a dalších strojů, které změnily původní Český ráj v měsíční krajinu [4], a které jsou všude na chodbách archivu. 

Postindustriální nálada v archivu Most-Velebudice. Fot. Karina Hoření

Po chodbách jsou ale rozmístěné také různé koutky, které působí přívětivě a mají vytvářet domáckou atmosféru. Na jednom mezipatře jsou ratanová křesílka a stoleček s výhledem na hromadu zaprášených krabic s archiváliemi.

Koutek zvoucí k posezení. Fot. Karina Hoření

I když je budova vymrzlá, uvítání je vřelé. Pan archivář mi radí: “Sedněte si radši k tomu topení”. Ve studovně je nábytková stěna jako v obývacích pokojích normalizačního paneláku, plná porcelánového nádobí, i když není jasné kdo a jakou kávu by tu měl pít. Retro atmosféru doplňuje za sklem fotografie Karla Gotta, která už mne ani nepřekvapuje.

Karel Gott v archivu. Fot. Karina Hoření

Úplně fascinovaná jen fotím další a další zátiší. Taky proto, že s dokumenty jsem štěstí tentokrát neměla. Co zbylo z historie ve své době největší továrny na koberce v Rakousku-Uhersku a později v Československu, je hlavně technická dokumentace a vzorníky. 

Vzor koberce vyráběného ve Vratislavicích, SOkA Most, Ignaz Ginzkey – výroba koberců ve Vratislavicích 1814- 1965, karton 9.

To se prostě někdy stává. Továrna prošla po válce znárodněním a v devadesátých letech po neuspěšné privatizaci postupně zanikla: scénář, který se v průmyslovém kraji severních Čech opakoval mnohokrát. Většina dokumentů byla v těchto turbulentních obdobích ztracena. Že jsem toho moc nenašla nemusí být vždy jen výsledek “velkých dějin” – ale i malých rozhodnutí. Představy o tom, co je důležité zachovat, můžou být úplně jiné pro ty, kteří dokumenty vytvářejí, kteří je uchovávají a kteří je hledají.

Protože mám čas, nechám si ještě přinést náhodně pár krabic, protože archivy fungují i opačně. Někdy něco hledáte a nenajde, jindy zase nehledáte a přesto najdete něco, o čem ani nevíte, že  chcete – jako registrační karty lidí nuceně nasazených ve vratislavické fabrice za druhé světové války.

Mužů bylo méně, pocházeli hlavně z Francie a Itálie. Žen, které pracovaly v přádelnách bylo kolem stovky – skoro všechny ze Sovětského svazu, z dnešní Ukrajiny a západního Ruska. Jen málokdy pracuji s fotografiemi lidí, jejichž osudy se zabývám. Většinou jsou skryti za nějakou ůřední korespondencí nebo konfiskačním seznamem. Trávím proto hodně času detailním studiem jejich tváří. Většina žen, které byly nuceně nasazené ve Vratislavicích byly velmi mladé a pocházely z vesnic. Na fotografiích jsou opálené od práce na poli, často mají copy, vyšívané košile a korále. 

Fotky některých byly z registračních karet vystřižené a nalepené na jekési tablo, které už po válce a v češtině připomínalo nucené nasazení. Když vezmu tablo s fotkami žen, dvě podobenky, přilepené lepidlem před desetiletími, se uvolní z papíru a spadnou pod stůl. I když jsem obě fotky hned sebrala, ztratila jsem přehled, která patřila na které místo – která tvář patřila A. Buszydyganzukové a která Mag. Ivanišové. Obě pocházely ze sovětské Ukrajiny a když dorazily do Vratislavic bylo jim kolem dvaceti. Porovnávám skrvny od lepidla, drobné zakřivení ustřižených fotek, nakonec zapojuji i představovist – nějak si myslím, že A. je Anna a k té se hodí víc copy, zatímco Magdalena by spíš mohla mít drdol. Pravda je ale ta, že vůbec nevím a asi už nikdo, která tvář patří ke které fotografii. Cítím se hrozně- částečně protože jsem porušila nějakou archiválii, i když mi byla jen propůjčena ke studiu, ale taky protože jsem zničila historický důkaz o životě lidí, kteří jsou jinak zapomenutí. 

Když jsem našla registrační karty nuceně nasazených, měla jsem pocit, že konečně zalidňuji historii vratislavické továrny, že znám jména a tváře, o kterých můžu psát a navrátit je tak do historie, ze které je nejspíš vymazaly války a stalinismus. To je ale právě ta iluze archivu, že zachovává a umožnuje popsat věci jak jsou. Co a jak se uchovává v archivu formují i okamžiky, jako když jsem zvedla jediný dokument ve studené studovně na podzim 2024. Možná se stalo něco podobného, když tablo někdo lepil v padesátých letech a fotky se mohly rozletět podobně i někdy v devadesátých letech, kdy doputovaly do archivu. Archiv je otiskem mnoha lidí, kteří ho tvoří, a tenhle nakonec i mne, která jsem ho měla pouze nezůčastněně studovat.

Tablo k připomínce totálního nasazení ve vratislavické továrně, Fot. Karina Hoření

Trochu už se bojím brát do ruky jakýkoliv další papír a taky už mi opravdu mrznou nohy. Všechno jsem vrátila do krabic, jak nejlépe umím, rozloučila jsem se s archivářem, který má podobně studenou kancelář obestavěnou krabicemi a odcházím. Využívám ještě toho, že je třeba zase slézt několik pater a prozkoumávám další zákoutí, která se mi odhalila. V mezipatrech, na stolech, u východu – všude jsou naskládané krabice s dokumenty, podobné jako jsem dnes dostala po vyplnění několika formulářů a ukázání občanky. Většina z nich je ze zkrachovalých průmyslových podniků severních Čech. Z umístění krabic není jasné, jestli už byl vynesen ortel a jsou to “archiválie”, které je nutné zachovat, očíslovat a zanechat pro příští generace, aby hovořily o historii, nebo jsou to jen papíry, které byly vyhodnoceny jako nedůležité a budou někam vyhozené, aby je někdo za dekádu neúspěšně hledal. 

Až když jsem vyšla ven, uvědomila jsem si, jak fyzicky blízko mají papíry na chodbách ke svému zničení. Podnik hned naproti archovu jsou sběrné suroviny. Do jeho dvora, kde taky nabízí skartaci, je vidět přímo ze studovny. Komplex těchto dvou institucí tak ztělesňuje dokonalý koloběh věcí, je to barokní memento mori, nekonečný hinduistický koloběh zániku a vzniku.

Sběrné suroviny jsou hned naproti archivu, Fot. Karina Hoření

Karina Hoření


[1] Derrida, J. (1996). Archive fever: A Freudian impression. University of Chicago Press.

[2] Callahan, S. (2024). When the Dust Has Settled: What Was the Archival Turn, and Is It Still Turning?. Art Journal 83.1: 74-88.

[3] Spurný, M. (2016). Most do budoucnosti: Laboratoř socialistické modernity na severu Čech. Charles University in Prague, Karolinum Press.

[4] Mojsl, A. (2021). Turistika v Českém ráji v období před první světovou válkou (se zaměřením na město Turnov a jeho okolí). Diplomová práce, vedoucí Stehlík, Michal. Praha: Univerzita Karlova, Filozofická fakulta, Ústav českých dějin.

Nowy wpis blogowy (w języku czeskim). Dycky Most do budoucnosti

Karina Hoření dzieli się refleksjami ze swojej wizyty w archiwum w Moście – mieście w północnych Czechach, naznaczonym złożoną historią wysiedleń. Po wojnie, w wyniku wypędzenia niemieckojęzycznej ludności, historyczne miasto zostało w latach 70. zburzone, aby zrobić miejsce dla kopalni węgla. Jej podróż, osadzona w ramach krytycznych badań nad archiwami, koncentrowała się na odkrywaniu materiałów związanych z niemiecką historią przemysłu północnych Czech.

Podczas badań Karina analizowała karty identyfikacyjne kobiet ze Związku Radzieckiego, które były robotnicami przymusowymi w fabryce dywanów w Maffersdorf/Vratislavice nad Nisou. W trakcie przeglądania dokumentów, dwie fotografie odpadły od kart, zrywając związek między twarzami a nazwiskami. Ten moment skłonił ją do refleksji nad naturą archiwów – nie jako neutralnych zbiorów wiedzy faktograficznej, lecz jako przestrzeni kształtowanych przez konkretnych ludzi, wydarzenia i warunki materialne.

Karina opisuje również ludzi, miejsca i atmosferę samej instytucji, zastanawiając się, w jaki sposób te elementy wpływają na powstawanie i przekazywanie wiedzy w archiwum.

Wpis na blogu znajdą Państwo tutaj.

Sprawdź innych autorów
  • Angelika Zanki
  • reddog